Ze względu na ogromną liczbę przypisów i cytowanych materiałów źródłowych jest to najprawdopodobniej najbardziej rzetelna biografia Feliksa Dzierżyńskiego, szefa Wszechrosyjskiej Komisji Nadzwyczajnej do Walki z Kontrrewolucją, Spekulacją i Nadużyciami Władzy, zwanej potocznie Czeka lub Czeriezwyczajka.
Stwierdzenie to, choć prawdziwe, jest bardzo tendencyjne i uproszczone. Czeka działała zaledwie około czterech lat (do 1922). To prawda, że Dzierżyński kierował później GPU i OGPU (do śmierci w 1926), ale to nadal bardzo niewielki fragment jego życia, bo zmarł w wieku niecałych pięćdziesięciu lat. Tak więc osiem lat kierował w Radzieckiej Rosji aparatem terroru, a w więzieniach, za walkę z caratem i za działania dla poprawy doli robotników, przesiedział lat jedenaście. Biznes raczej marny, ale… Dzierżyńskiemu nie chodziło o własny interes – tak funkcjonowało dopiero następne pokolenie komunistów ze Stalinem włącznie – żył raczej ascetycznie.
Kiedyś wymyśliłem dla siebie pewien skrót myślowy, żeby łatwiej rozeznawać się w rozmaitych sytuacjach życiowych: wyjaśnienie nie jest usprawiedliwieniem. Przydaje się do dziś, także w przypadku oceny tej książki. Sylwia Frołow nie usprawiedliwia Feliksa Dzierżyńskiego, ale stara się wyjaśnić, jak do tego doszło. Jak to się stało, że pochodzący z polskiej, szlacheckiej rodziny, szykujący się do seminarium młodzieniec, zmienił się w zawodowego rewolucjonistę i to nie tylko bolszewickiego, bo na samym początku wyglądało to nieco inaczej.
Choć może mi się to nie podobać, to jednak rozumiem, że władza musi ciemnemu ludowi serwować proste, jednoznaczne historie. Najlepiej czarno-białe, zero-jedynkowe. Coś takiego spłodził Bogdan Jaxa-Ronikier („Dzierżyński, czerwony kat” – zupełne fantazje po prostu) albo Ferdynand Ossendowski („Lenin”). Zrozumienie, że nie wszyscy bolszewicy byli cynicznymi oportunistami, żądnymi osobistej władzy, bogactwa i luksusów, wymagałoby pewnego wysiłku intelektualnego, a od intelektualnego wysiłku lud boli głowa.
Wielu pierwszych komunistów było ideowcami, a jako tacy stanowili realne zagrożenie dla władzy nowego typu, reprezentowanej przez Józefa Stalina. Więc Stalin się ich pozbył. Zwykle w sfingowanych procesach, ale nie tylko. Dzierżyńskiego też by pewnie wykończył, gdyby ten nie umarł sam, z przyczyn naturalnych.
Sylwia Frołow, mimo deklarowanej nienawiści do Dzierżyńskiego, stara się odkryć, w jakiej mierze za powstanie „żelaznego Feliksa” odpowiedzialne są cechy jego osobowości oraz przypadki czy zbiegi okoliczności. Na pewno był on człowiekiem, który angażuje się w stu procentach; gdyby wytrwał w seminarium, pewnie zostałby kardynałem albo inkwizytorem, ale jako że przeszedł na drugą stronę (uproszczenie, bo w trakcie pobytu na zesłaniu i katordze odrzucił wiarę katolicką, deklarując jednak nadal szeroko rozumiane chrześcijaństwo; wydaje się, że rozstał się z kościołem, ale nie z Bogiem) zaangażował się w ruch ludowy i robotniczy tak bardzo, że stało się to jego obsesją, celem i sensem życia. Ale część późniejszej postawy Dzierżyńskiego ukształtowali ludzie, z którymi się zetknął, okoliczności, sytuacje, wydarzenia i fakty historyczne.
Książka biograficzna, ale ze względu na ogrom materiału dokumentalnego, także popularno-naukowa. W związku z tym nie czyta się jej łatwo i bezrefleksyjnie; lektura wymaga uwagi i skupienia.
Polecam czytelnikom z otwartą głową, to jest takim, którzy zdolni są przyjąć, że coś może wyglądać nieco inaczej, niż im się to wcześniej wydawało. I takim, którzy chcą wiedzieć.