Bohaterów powieści „Las pachnący pożądaniem” dzieli aż 15 lat. Czy to duża różnica wieku między potencjalnymi kochankami? Zostawiam waszej ocenie. Jednak kiedy Ona ma 18 lat, a On jest po trzydziestce, to taki związek może budzić kontrowersje.
Autorka bardzo mocno rozpoczyna tę książkę. Karolina jest na skraju załamania psychicznego. Rodzice zamiast być dla niej wsparciem, skazują ja na wygnanie. Aby zatuszować sprawę, w którą córka została wplątana wysyłają ją do wsi Traszki, gdzie mieszka jej ciotka. Bliska popełnienia samobójstwa dziewczyna znajduje, w maleńkiej miejscowości powód do życia – niezwykle przystojny powód.
Iza Maciejewska wniosła powiew świeżości na polską scenę powieści romantyczno-erotycznych. Próbuje zerwać z popularnym schematem: zakochanie-sielanka-kłótnia-pogodzenie. Co prawda w „Las pachnący pożądaniem” znajdziemy te wszystkie elementy, jednak trzeba oddać autorce honor, że jest to historia o dużo większym zasięgu. Jej sposób prowadzenia przypomina mi pierwszy sezon serialu obyczajowego. Kolejne epizody budowane są wokół pary głównych bohaterów. Wiemy co i kto jest sercem tej opowieści, ale dowiadujemy się też sporo o towarzyszących im postaciach. A te nie są czarno-białe, ba pisarka tak manipuluje fabułą, że wrogowie stają się przyjaciółmi. Czytelnik nie może narzekać na brak akcji. Iza Maciejewska śmiało zamyka pewne wątki, aby zastąpić je kolejnymi. Nie wiem, czy taki był pierwotny plan, czy powieść była pisana w odcinkach – niemniej efekt końcowy jest ciekawy.
Romanse to nie jest mój numer jeden jeżeli chodzi o książki, jednak pióro tej autorki bardzo polubiłam. Za odchodzenie od sprawdzonych schematów, bezpośredniość oraz za pasje, którą obdarowuje swoje postacie – szczególnie jest ona widoczna w scenach 18+. Iza Maciejewska musi się jednak pilnować, aby nie powielać swoich pomysłów. I nie mam tu na myśli fabuły książki, a drobne rozwiązania, które zauważy tylko stały czytelnik, znający jej poprzednie książki. Mam tu na myśli np. zrzucanie kobiecych humorów na PMS. W serii „P” jedna z bohaterek dość mocno odczuwała działanie hormonów, taki był jej urok, nie oznacza to, że każda z pań tak ma. Inny przykład to wyjątkowo bezpośredni podrywacz. Wracając do „Pociągu” i „Pieprzu”, był tam Filip, który potrafił wyrwać panienkę używając tekstów na granicy dobrego smaku. Nie podobały mi się jego odzywki, ale zaakceptowałam kreację postaci. Była ona prawdziwa. W „Las pachnący pożądaniem” znowu pojawia się taka postać. Czy nie ma innych sposobów na podryw? Może czas na dżentelmena z prawdziwego zdarzenia?
Z przyjemnością patrzy się, kiedy pisarka, którą poznało się przy okazji debiutu rozwija się i zbiera grono fanów. Przyjemnie jest czytać kolejne książki, przy których sympatia do pióra tej autorki nie maleje. Ja mam taką relacje z Izą Maciejewską. Być może dla niektórych osób, jej książki są zbyt śmiałe i bezpośrednie, mi jednak to nie przeszkadza. Po romanse nie sięgam często, bo rzadko mnie one zaskakują, jednak nazwisko „Maciejewska” na okładce stało się dla mnie synonimem oryginalnej powieści o miłości.