Nie ma granic moje zaskoczenie, kiedy sięgam po nowość wydawniczą nieznanej mi autorki i szybko okazuje się, że jest to jedna z poczytniejszych polskich pisarek, która ma swoim dorobku już dziesiątki powieści. Nie ma to też dla mnie żadnego znaczenia, jednak poczułam trochę żalu, że wcześniej nie poznałam twórczości Marii Nurowskiej, bo jej „Nakarmić wilki” wywarło na mnie pozytywne wrażenie, podszyte odrobiną tylko krytyki.
Nurowska opowiada historię o młodej, ambitnej doktorantce – Katarzynie, która w ramach badań naukowych przyjeżdża w Bieszczady, by obserwować zwyczaje wilków, a przy okazji zmienić coś w mentalności miejscowych ludzi i nauczyć ich żyć w sąsiedztwie tych fascynujących, dzikich zwierząt. Trafia do niezbyt solidnego domku w środku lasu, w którym brakuje jakichkolwiek udogodnień, nawet prądu, gdzie przychodzi jej mieszkać z dwoma innymi zafascynowanymi naturą naukowcami – Marcinem, zwanym Klunejem oraz Olgierdem. Mężczyźni początkowo nie wierzą, że młoda warszawianka poradzi sobie w trudnych warunkach, jakie zaoferowano jej na miejscu, jednak wkrótce okazuje się, ze nie docenili jej determinacji, uporu, wytrzymałości, napędzanej bezgraniczną miłością i szacunkiem do wilków. Między trójką badaczy rodzi się wielkie oddanie i przyjaźń, wspierają się w swoich działaniach, dbają o bezpieczeństwo, troszczą o możliwie bezproblemową egzystencję. Wkrótce między Katarzyną a Olgierdem rodzi się coś więcej.
Polubiłam bardzo Katarzynę, mimo że była jedną wielką zadrą. Gdy ktoś zalazł jej za skórę, nie odpuszczała. Kiedy miała do zrealizowania jakiś cel – nie rezygnowała, póki nie dopięła swego. Zawsze niecierpliwa, nie wykazywała się może rozsądkiem, jednak potrafiła słuchać mądrzejszych od siebie. Poglądy przeciwne odrzucała, mierząc ludzi własną miarą. Świat wilków był jej światem – spędziła całe tygodnie siedząc na gałęzi drzewa i obserwując, jak wataha opiekuje się młodymi i przygotowuje je do samodzielności. A wilki zaakceptowały jej bliskość, wdzięczne za uratowanie z wnyków członkini ich stada.
Jedno słowo krytyki na początku, a potem już same pochwały: książka nie jest wybitna pod względem językowym. Wielbiciele ambitnej literatury nie znajdą tutaj powodów do zachwytu. Natomiast wielbiciele niebanalnych historii już tak. Widać, że autorka włożyła sporo wysiłku w poznanie zwyczajów wilków oraz kontrowersji, związanych z ich ochroną lub pozwoleniem na odstrzał. W powieści wilki zostały mocno uczłowieczone – zachowują się lojalnie wobec członków swojego stada, troszczą się o siebie, współpracują dla wspólnego dobra. Bardzo łatwo pokochać te zwierzęta i zapomnieć o zagrożeniu, jakie stwarzają.
Wątek miłosny został poprowadzony dosyć lakonicznie, co właściwie bardzo dobrze oddaje jego charakter – Katarzyna i Olgierd nie są typową parą, noszą w sobie nieznaną czytelnikowi tajemnicę, która nie pozwala im otworzyć się na miłość, a na pewno nie przeżywać jej w sposób nazbyt emocjonalny i wylewny. A zakończenie odbiera dech.
Na mojej liście książek do przeczytania Maria Nurowska zagości już na stałe, chyba że okaże się, że „Nakarmić wilki” to wyjątkowo interesująca pozycja w jej dorobku. Lubię historie o niezłomnych kobietach, które wiedzą, czego chcą, mają pasję i nie rozczulają się nad sobą. Jeśli przy okazji dowiaduję się czegoś nowego – w tym wypadku o wilkach, Bieszczadach, przyrodzie – to nie mogę zrobić nic innego, jak polecać lekturę.