Istnieją różne książki – interesujące, całkiem ciekawe, nudne i zupełnie takie sobie. Ale obok tych wymienionych istnieją też książki piękne. Czym jest „piękna książka”? To taka, która pozostawia na policzkach słone ślady wzruszenia, a w duszy słodkie piętno tegoż samego. Słodkie, bo takie, jakiego nie chcemy się pozbyć. Dzisiaj o takiej właśnie książce chcę Wam opowiedzieć.
Nigdy wcześniej nie czytałam książek Augusty Docher i wielka szkoda, bo odkąd przeczytałam „Najlepszy powód, by żyć”, wiem że jest to autorka, której twórczość warto poznać. Bohaterami tej powieści są młodzi ludzie – osiemnastoletnia Dominika i dwudziestojednoletni Marcel. Ich ścieżki się przecinają, kiedy brat Marcela, Tomek, z zawodu anestezjolog, prosi Dominikę o pomoc przy napisaniu pracy naukowej. Pragnie w niej opisać ból i leczenie dziewczyny, a te nie były małe, bowiem dwa lata wcześniej nastolatka doznała poparzenia ponad połowy powierzchni swojego ciała. Tomek poznaje Dominikę w szpitalu, gdzie pracuje i gdzie trafia ona na ostry dyżur, zaraz po tym, jak zażyła zbyt dużo leków. Ona twierdzi, że to przez pomyłkę, bo zadzwoniła przecież po pogotowie; wszyscy inni jednak twierdzą, że próbowała odebrać sobie życie. Która strona ma rację? Tomek i Dominika zbliżają się do siebie i kiedy pewnego dnia mężczyzna zaprasza ją do swojego domu, dane jest jej poznać Marcela, „czarną owcę” wspaniałej rodziny Leśniewskich, jak sam o sobie mówi.
Marcel stanowi dla dziewczyny zagadkę. Jest trochę zbyt irytujący, trochę zbyt pewny siebie i... trochę zbyt pociągający, jeśli Dominika ma być ze sobą całkiem szczera. Jak to w życiu bywa, przeciwieństwa się przyciągają i już niebawem opuszczony dom Dominiki wypełni irytująca i wspaniała obecność Marcela. To on pomoże jej pokonać demony przeszłości i nauczy śmiało patrzeć w przyszłość. To właśnie Marcel pomoże jej przetrwać ten trudny okres, gdy jej ukochany tato odsiaduje wyrok w więzieniu, bowiem tak się niefortunnie składa, że to on odpowiada za wypadek Dominiki przed dwoma laty. To nareszcie on będzie przy niej, gdy będzie próbowała wybaczyć własnej matce. Ale i ona da mu wiele więcej, niż mógłby się spodziewać. Nauczy go siły i odwagi w podejmowaniu decyzji.
Tych dwoje połączy zwyczajna, najprostsza miłość. Taka, jaka zdarza się, kiedy wcale się jej nie spodziewamy. Taka, która nauczy ich oboje, że nie liczy się to, co na zewnątrz, „opakowanie”, lecz ważne jest to, co w środku. I takiej miłości, jaka połączyła dwójkę bohaterów tej pięknej, wzruszającej książki, życzę nam wszystkim, „Bo tak jest, gdy kogoś kochasz, to po całości. Nie w częściach. Rozumiesz?” Czy rozumiesz to, droga Anno, Doroto, Nikodemie, Mikołaju, (wpisz tu swoje imię)? Czy to rozumiesz? Jeśli nie, to najwyższa pora, aby w końcu to pojąć.
Na samym końcu recenzji muszę koniecznie pochwalić lekkie pióro autorki, niebywały talent w tworzeniu różnorodnych emocji, oraz jej spryt w utworzeniu otwartego zakończenia, które daje nadzieję na kontynuację tej pięknej książki. Oby tak było, bo bardzo chciałabym jeszcze kiedyś powrócić do świata Dominiki i Marcela i uwierzyć, że miłość zwycięża wszystko.