Kariera czarnych dziur szybko nie przeminie, bo kolejne pokolenia zawodowców mogą ‘pracować nad nimi’ teoretycznie i obserwacyjnie (wciąż jest co robić), a odbiorcy treści naukowych nieodmiennie czują nienasycenie nowinkami. To bardzo dobra informacja. Nic tak nie skupia na sobie uwagi, jak tajemniczość zjawiska i jego fascynująco unikatowe własności. A jeżeli do tego można przywołać Einsteina z Hawkingiem, wiązanych z tymi obiektami wprost, to sukces medialny gwarantowany. Chciałbym więc zachęcić do bardziej formalnego, choć wciąż popularnego, odczytania aktualnego stanu wiedzy o czarnych dziurach. Fizycy lubią im poświęci rozdział swoich książek, niezależnie o czym akurat piszą, bo to uatrakcyjnia całość. Wtedy jednak, zbyt często, nie ma w podanych faktach spójnego przekazu, treści bywają rwane, przyszywane. Czarne dziury stają się tam przykładami wymogu jednoczesnego zastosowania teorii względności i kwantów; czasem przywołuje się je jako ekstremalne testery fundamentalnych zasad (termodynamiki czy teorii informacji), a czasem wręcz jako wehikuły dla fantastycznych hipotez o podróżach w czasie. Jean-Pierre Lasota wybrał strategię ‘chłodnego’ opowiedzenia o czarnych dziurach z punktu widzenia astrofizyki. Po kolei i z dydaktycznie przemyślaną strategią przeprowadził czytelnika przez najważniejsze ustalenia o tych obiektach. „Droga do czarnych dziur” wyraźnie dzieli się na dwie niemal równe części. Pierwsza przygotowuje grunt, stanowiąc pozbieranie podstawowych faktów o scenie dla fizykalnej rzeczywistości (czyli o przestrzeni i czasie), w której zdroworozsądkowy opis mechaniki Newtona wymagał rozszerzenia do pełniejszego sformułowania Einsteina. Druga część stanowi głównie zbiór ustaleń wprost o czarnych dziurach – gdzie i jak się ich szuka w kosmosie. Wyszedł z tego kawał dobrej popularyzacji.
Lasota swoją książkę napisał w sposób bardzo przemyślany. Uznał, że da się bez wzorów opowiedzieć o tych egzotycznych tworach językiem na tyle ścisłym, by wywód miał finalnie postać spójnej i czytelnej dla laika opowieści. Bardzo pilnował, by każde pojawiające się pojęcie (kluczowe dla opisania właściwości czarnych dziur), każdy proces który wymagał przeformułowania, dopracowania czy wręcz odrzucenia w związku z rozwojem fizyki i astronomii, został jasno wyartykułowany. Stąd niezbędne wprowadzenia w zalety i ograniczenia mechaniki Newtona, we właściwości układów inercjalnych (to tylko tak niedostępnie brzmi), by ostatecznie przekonać każdego o potrzebie rewolucyjnej zmiany odrzucającej czas absolutny i sztywność przestrzeni, prowadząc do teorii względności. Całość teoretycznego wstępu jest na granicy popularyzacji. To znaczy, pełne zrozumienie wymaga pewnego wysiłku i czasem ponownego przemyślenia (ale da się to zrobić!). Opisując masę spoczynkową, analizując energię potrzebną do opuszczenia obiektu (np. planety) – dostajemy do ręki narzędzia pozwalające uchwycić sens nieuchronności zapostulowania istnienia tytułowych obiektów. Książka daje satysfakcję poznawczą sposobem prezentacji kolejnych spójnych kroków, które astrofizyka przeszła w XX wieku, a teraz można odtworzyć przystępną narracją. Na szczególne wyróżnienie zasługuje kilka stron (58-64) rekonstruujących sposób myślenia samego Einsteina o windzie, o braku ciążenia, o zasadzie równoważności. To pojęcia z pogranicza naszej banalnej codzienności i jej ukrytych przed nami następstw szerszej klasy, które z jednej strony wspomagają wyobraźnię, z drugiej pozbywają złudnego komfortu powszechności zasad ziemskich realiów. Przykładowo każdy przeczuwa, że spadając swobodnie w urwanej windzie doświadczałby takiego samego stanu, jak w stacji kosmicznej na orbicie (z oczywistym innym tragicznym finałem dla windy). Ale to dopiero początek do potrzebnego uogólnienia. Już jednak samo pełne przemyślenie tego akurat eksperymentu myślowego, z wydobyciem konsekwencji, stanowi wystarczający kapitał na połowę książki. Lasota prowadzi każdego za rękę, często rekapitulując sedno, jak tu (str. 61):
„(…) grawitacja może być albo zniesiona – przez spadek swobodny, albo naśladowana – przez stałe przyspieszenie.”
Nie dość, że znaczenie tego faktu zrozumiał w pełni jako pierwszy dopiero Einstein w 1907, to my możemy dzięki temu zrozumieć wyjątkowość czarnych dziur na poziomie popularnym!
Druga część, to czerpanie z zaprezentowanych wcześniej podstaw. Poznajemy techniki poszukiwania czarnych dziur włącznie z opisem przyczyn wypracowania wręcz detektywistycznych metod angażujących wybitnych teoretyków, obserwatorów z potężnymi teleskopami i komputery. Profesor dotknął ewolucji gwiazd w wymaganym dla spójności zakresie, opowiedział bardzo obrazowo o dyskach akrecyjnych (kolejne pojęcie, którego nie warto się bać) i ostatecznie z każdej ciekawej i potrzebnej strony zbliżał się do rekonstrukcji wiedzy o czarnych dziurach. W dwóch przypadkach – na stronach 176 i 191 - chyba źle przetłumaczył własne zdania (książka wydana po polsku to tłumaczenie z francuskiego dokonane przez samego autora). Zaledwie kilka stron wydało mi się nieco zbyt wymagających, jeśli się pomyśli o dowolnym odbiorcy (str. 100-101 i 159-160). Takie małe utrudnienie rekompensuje autor świetnym wyjaśnieniem bardzo aktualnych zagadnień ‘o tropieniu’ tzw. gwiazdowych czarnych dziur (str. 178-186) w układach rentgenowskich (znów – nie ma podstaw do strachu przed tym pojęciem). Profesor czuje się w tych rejonach astrofizyki znakomicie, skoro wniósł wymierny wkład w te akurat zagadnienia.
„Droga do czarnych dziur” jest bliska ideału, czyli maksymalnej czytelności treści przy zachowaniu zasad ścisłości pozwalających zrozumieć całość problematyki. Jednocześnie brak wzorów nie powinien czytelnikowi doskwierać, bo Lasota umiejętnie je wysłowił bez jawnego wprowadzania (to nieczęsta zaleta). Książka stanowi zamknięty i aktualny (na 2021 rok) tekst, który właściwie nie wymaga pomocniczych źródeł, a do tego jest indeks i słowniczek pojęć. To taka przygoda dosłownie do granic czasu, z jednoczesnym dojmującym poczuciem, że wszystko w tym świecie się łączy, nie ma sprzeczności jakościowych stanów natury. Buduje zasadne poczucie istnienia jednolitego obrazu świata, który nieodmiennie napędza uprawiających nauki ścisłe do aktywności zawodowej. Wychodząc od ciężaru, który nas niepokoi gdy stoimy na wadze łazienkowej, docieramy do ogromnych supermasywnych czarnych dziur w centrach galaktyk, które uśpione czekają na nowe gwiezdne ofiary. Zaproszony jest też na przykład czytelnik w świat horyzontu zdarzeń i efektu pływowego (jako jedynego realnego zjawiska charakteryzującego siły fizyczne obecne w czarnych dziurach, któremu bardzo blisko do swojskich ziemskich przypływów mórz i oceanów).
BARDZO DOBRE plus – 8.5/10