Choć jestem dużo dużo starsza niż bohaterka powieści "Najlepsze przed nami" zupełnie nie przeszkadzało mi to w odnalezieniu z Anielą wspólnego języka. Dziewczyna, jak i pozostałe postaci są zwyczajnymi młodymi ludźmi, wkraczającymi w dorosłość oraz mierzącymi się z problemami, które zapewne wielu z nas zna.
"Nie-mam-dla-ciebie-czasu.
Aniela nie usłyszała nic, czego by się nie spodziewała. Wręcz przeciwnie: była przekonana, że gdy opowie matce o swoich zamiarach, nie będzie zatrzymywana. Nie były jak inne mamy i córki. Nie piekły razem ciasta, nie chodziły na kawę ani na zakupy. Nawet się nie kłóciły, bo po prostu nie było ku temu okazji. Trudno się kłócić z kimś, z kim się nie widuje, nie rozmawia i kogo właściwie nawet się dobrze nie zna. A jednak mimo że niczego innego się nie spodziewała, słowa „nie mam dla ciebie czasu” mocno ją zabolały. Wolałaby dziką awanturę, protesty, wściekłość. Nawet siarczysty policzek byłby lepszy. Przynajmniej poczułaby, że w jakiś pokrętny sposób matka choć trochę się nią interesuje. Poczuła, jak łzy wzbierają jej pod powiekami. Z całej siły wbiła paznokcie w dłonie. Nie będzie płakać."
Aniela to dziewczyna pełna sprzeczności. Z jednej strony jest twarda, a z drugiej wrażliwa. Bardzo lubię takie kreacje. Jednak najważniejsze jest to, iż jest niezwykle prawdziwa w tym, co robi, jak się zachowuje i co myśli.
Wątek nielegalnych wyścigów samochodowych (choć jest go mało) dodaje powieści świeżości, pewnego lekkiego powera. Tym bardziej, że to dziewczyna zasiada za kółkiem auta. Co prawda, męski pierwiastek też tu nieźle namiesza, ale gdyby w tym wszystkim byli tylko faceci... no sami rozumiecie.
"Spokojny oddech, noga na pedale gazu. Nie bała się, robiła to przecież tyle razy. Poza tym święcie wierzyła, że człowiek nie powinien lękać się tego, co kocha. A jednak gdzieś głęboko pojawiły się maleńkie igiełki niepokoju. Jedna po drugiej zdawały się przebijać przez misternie wykuty pancerz spokoju i pewności siebie. Jak gdyby coś nieuchwytnego, ale wyraźnie wyczuwalnego próbowało ją... ostrzec. Przeszył ją nieprzyjemny dreszcz i mocniej zacisnęła dłonie na kierownicy. „Nie lekceważ przeczuć”, jak na zawołanie w głowie zaszumiały jej często powtarzane przez babcię słowa."
A jeśli już jesteśmy przy Łukaszu, to również udało mu się zdobyć moją sympatię. Podobało mi się to, jakie wyznał wartości, co było dla niego najważniejsze. Jednakże zabrakło mi więcej szczegółów tego, jak poradził sobie ze swoim problemem.
"Łukasz pomyślał, że nawet będąc już dorosłym, dobrze mieć taką rodzinę. Wiedział, że zawsze może na nich liczyć, poprosić o pomoc lub o radę. Brat nieraz wytykał mu błędy, a siostra zawracała czymś głowę, ale takie drobne niedogodności to nic w porównaniu z tym, że w przeciwieństwie do wielu osób na świecie nigdy tak naprawdę nie musiał mierzyć się z samotnością. Nie wiedział, skąd przyszły mu do głowy tak górnolotne myśli. Nie zdawał sobie sprawy również z tego, że w odległości zaledwie kilku kilometrów znajduje się osoba, która od zawsze mogła liczyć niemal tylko na siebie."
Ale oprócz młodzieży spotkamy tu bohaterów z szerokiego przedziału wiekowego. Jest to więc książka wielopokoleniowa i fajnie jest spojrzeć jak na daną sytuację zapatrują się różnie doświadczeni życiowo ludzie.
Zuza Kordel porusza sporo mniej lub bardziej ważnych tematów. Pierwsze miłości, szczera, piękna wspierająca męska przyjaźń, problemy wieku dojrzewania, samotność, trudne relacje na linii rodzic-dziecko, nieumiejętność radzenia sobie po stracie bliskiej osoby, nietrafione wybory, używki i ich konsekwencje.
"Najlepsze przed nami" to pełna ciepła, uczuć i emocji powieść młodzieżowa, ale niekoniecznie stricte dla młodzieży. Historia udowadnia, że to, co najlepsze zwykle jest jeszcze przed nami. Ja w to wierzę, zwłaszcza w dzisiejszych trudnych czasach. Polecam każdemu! Rodzicom, którzy być może lepiej zrozumieją swoje dzieci, zaczną poświęcać im więcej uwagi i czasu. Babciom i dziadkom. Tak, bo książkowa babcia Marysia skradnie niejedno czytelnicze serce. Debiut zaliczam do udanych!