Bardzo dobra książka o powstawaniu najpopularniejszej i chyba najlepszej polskiej komedii. Co ciekawe przed rozpoczęciem zdjęć oczekiwania wobec filmu były raczej niskie, spodziewano się kolejnej sztampowej komedii, zresztą urzędnicy z Ministerstwa Kultury przyznali filmowi tylko taśmę czarno-białą, żal im było wydać pieniądze na kolorową... Poza tym pierwotnie reżyserem filmu miał być Bohdan Poręba, jakie szczęście, że tak się nie stało...
Pisze sporo Koźlenko o przepaści dzielącej czołowych protagonistów: Władysław Hańcza był uznanym aktorem z wielkim dorobkiem, zaś Wacław Kowalski grywał jedynie epizody. Wielu w niego nie wierzyło. Andrzej Mularczyk, autor scenariusza, gdy się dowiedział, że Kowalski zagra Pawlaka, powiedział do żony: „Zapomnij o tym filmie. To klapa. Koniec, kropka.” Zaś w czasie zdjęć „na planie iskrzyło. Było z tego iskrzenia trochę kłopotu, ale, jak na to popatrzeć po latach, więcej było pożytku. Rywalizacja pomiędzy Kowalskim a Hańczą spełniła rolę lokomotywy, która pociągnęła za sobą resztę ekipy.”
Co ciekawe, wspaniała rola Kowalskiego jest jednym z wielkich atutów komedii, poza tym jego kresowy dialekt stał się językiem filmu, musieli nim też mówić inni aktorzy, ale niektórzy nie potrafili. I na to znalazł się sposób: podkładanie głosu przez innych aktorów w postsynchronach. I tak na przykład Władysławowi Hańczy, który miał olbrzymie kłopoty z dialektem kresowym, głosu użyczył Bolesław Płotnicki.
Sporo autor pisze o reżyserze, Sylwestrze Chęcińskim, to perfekcjonista, człowiek wymagający, ale lubi aktorów i aktorzy też go lubią. Nie brakuje też smakowitych anegdotek. Dowiadujemy się na przykład dlaczego kręcono aż 28 dubli sceny w której sołtys, grany przez Aleksandra Fogiela, przeciska się przez dziurę w płocie.
Mimo swoich ograniczeń cenzuralnych film niósł pewną prawdę o przesiedleńcach, o pierwszych trudnych latach na Ziemiach Zachodnich, i właśnie na tych terenach przyjmowany był szczególnie gorąco i z wielkim wzruszeniem co mogę poświadczyć, bo z tamtych stron pochodzę.
Wielkość filmu mierzy się też tym, że niektóre powiedzenia weszły już do jężyka potocznego, przypomnijmy 'podejdź no do płota' czy nieśmiertelne powiedzenie babki Pawlaczki: 'sąd sądem, ale sprawiedliwość musi być po naszej stronie'. Zdaje się, że obecnie w ten sposób wiele osób w naszym kraju (w tym rządzących) pojmuje rolę sądownictwa. Zwycięstwo babki Pawlaczki zza grobu...
Szkoda że nie ma słowa w książce o ilustracji muzycznej, która też zapada w pamięć. A skomponował muzykę nie byle kto: Wojciech Kilar.
Ta bardzo dobra książka pozwala jeszcze raz wrócić myślami do tego kultowego filmu, który, mam nadzieję, będzie jeszcze bawił przyszłe pokolenia.