Na samym początku chciałabym zaznaczyć, że jeszcze niedawno miałam niesłuszną awersję do Bliskiego Wschodu. Nie czytałam książek o tej tematyce, a na ulicy oddalałam się od rdzennych mieszkańców tego obszaru geograficznego. Postawiłam sobie jednak za punkt honoru, że przeczytam wszystkie możliwe książki Schmitta. Nie musiałam się za bardzo zmuszać, na okładce wystarczyły słowa "Wojna zabiera mu wszystko" oraz "Schmitt używa słynnej historii Odysa", żebym natychmiast sięgnęła po tę pozycję.
"Ulisses z Bagdadu" to wspaniała opowieść o wielkiej podróży Saada Saada z Iraku, targanego embargo i rządami okrutnego Saddama Husajna, do Europy, która wbrew jego oczekiwaniom nie zawsze jawi się jako kraj o wiele bardziej ucywilizowany. Główny bohater wyrusza na wyprawę w chwili, gdy dla jego rodziny nie ma już innego wyjścia. Ostatecznie godzi się ze śmiercią wielu swoich najbliższych, w tym także ukochanej i bez gorsza przy duszy rozpoczyna prawdziwą tułaczkę. Saad Saad chce zakończyć swą pogoń za marzeniami osiedlając się w ojczyźnie Agathy Christie, swojej ulubionej pisarki. Jednak cena, którą przyjdzie mu zapłacić za nielegalną imigrację, nie będzie niska. Ciężka praca, podróż w nieludzkich warunkach, ksenofobia mieszkańców Europy i upokorzenie to tylko początek koszmaru...
"Chociaż podróżowałem i spotkałem na swej drodze tysiące przeszkód, stałem się przeciwieństwem Ulissesa. On wracał, ja idę przed siebie. (...) Wrócił do miejsca, które kochał. Ja uciekam od chaosu, którego nienawidzę."
Paralelizm historii bohatera wykreowanego przez Schmitta i opowieści o Ulissesie jest łatwo dostrzegalny, co zaostrza apetyt na więcej. Czytelnik doszukuje się alegorii, a przy tym dobrze się bawi. Mówiąc kolokwialnie - wsiąka w lekturę i nie daje jej spokoju aż do białego poranka.
Po raz pierwszy w powieści Schmitta spotykam się z elementem fantastycznym. Oto wszystkim zmaganiom bohatera towarzyszy duch mądrego, zmarłego tragicznie ojca, który prowadzi go przez kolejne kraje dając cenne wskazówki. A jest postacią bardzo ciekawą, bo potrafi wypowiadać się tylko albo w sposób zawoalowany, albo wręcz przeciwnie - prostacko.
"-Synu, jak się mają kwiaty twoich trosk?
-Tato, mów jaśniej.
-Twoje kurzajki, kretynie!"
Saad Saad, którego imię po arabsku znaczy Nadzieja Nadzieja, a po angielsku brzmi jak Smutny Smutny, na końcu swej wędrówki wybiera spośród tych dwóch tylko jeden właściwy opis samego siebie. Będzie to ten, który jest bardziej adekwatny do tułaczki, którą przebył i do wartości, które przekazali mu spotykani podczas drogi ludzie.
Czego uczy nas kolejna powieść Schmitta? Przede wszystkim tego, że nikt nigdy nie zdoła nam zabrać naszej godności, dopóki sami jej się nie pozbędziemy. A także, że spełnione marzenia są siłą napędową dla naszego życia, ale to co najbardziej nas cieszy, to droga, którą pokonaliśmy, by je urzeczywistnić.
Co jeszcze warto dodać na koniec? Książkę czyta się tak, jakby była ona zapisem nutowym utworów klasycznych. Schmitt bawi się słowem, formułując zarówno delikatne, jak i te mocniejsze dźwięki. I choć wiele osób zarzuca temu pisarzowi, że jest tanim moralizatorem, ja z czymś takim się nie spotykam. W jego powieściach jest tyle uroku i subtelnej filozofii, że mogą one doprowadzić do łez nawet kogoś wybitnie nieczułego. A co ja otrzymałam od tego artysty oprócz wspaniałej, przejmującej historii? Szacunek i więcej zrozumienia dla mieszkańców Bliskiego Wschodu. Lekturę tę polecam wszystkim, bez wyjątku.