„Zosia odnalazła swoje miejsce. Wróciła do siebie, czuła się jakby nigdy nie opuszczała rodzinnych stron. Może to przez panujący wokół spokój i dzięki bliskości ukochanych osób, tych żyjących i tych zmarłych. Była tu, gdzie zawsze powinna być. W domu.”
Z niecierpliwością zabrałam się za czytanie ostatniego tomu serii „Podróż wołyńska”. Lekturze towarzyszyły mi przenikające się wzajemnie uczucia smutku i radości. Smutek z powodu pożegnania z ulubionymi bohaterami i radość z poznania dalszych kolei ich losów. Oczywiście Joanna Nowak sprawiła, ze przepadłam w powieści. Koleje losu jakie stały się udziałem bohaterów poruszyły mnie głęboko.
Rodzina Stawińskich cierpi po śmierci Andrzeja. Najgłębszy ślad jego odejście odcisnęło na Maryli i Zygmuncie, którego stan zdrowia znacząco zaczął się pogarszać. Senior rodu nie możne zaznać spokoju. Dręczą go wyrzuty sumienia i skrywane tajemnice czynów z przeszłości. Czy wyjawione sekrety pomogą mu odzyskać spokój? Czy uzyska przebaczenie tej, wobec której tak bardzo zawinił?
Nastka po przykrym rozczarowaniu jakie zgotowała jej siostra i były narzeczony, wraca do Warszawy, w towarzystwie bliskiego przyjaciela, aby spędzić z rodziną święta Bożego Narodzenia. Paweł wzbudza w niej wyjątkowe uczucia. Dziewczynie wydaje się, że znali się już znacznie wcześniej. Czy tak faktycznie jest?
Zosia, wiąże się z Janem. Skazuje się na pełne kontroli, szantażu, manipulacji i przemocy życie z esbekiem. Jak długo wytrzyma? Czy jeszcze zaświeci dla niej słońce? Czy poczuje na twarzy powiew wiatru nadziei zwiastujący lepszy czas i spokojniejszą przyszłość?
Cóż to była za mądra, nietuzinkowa i porywająca seria. Zapadająca człowiekowi głęboko w pamięć i serce. Skłaniająca do refleksji i pochylająca się nad całą paletą ludzkich zachowań, decyzji, motywów i wyborów. Autorka już od pierwszej strony prowadzi fabułę tak ciekawie, że nie sposób oderwać się od lektury. Emocje i wrażenia czytelnicze sięgają wręcz zenitu. Losy rodziny Stwińskich doskonale współgrają z ważnymi wydarzeniami historycznymi dwudziestego wieku. Końcówka lat 60-tych głęboki komunizm, wszechobecnie panujące uczucie niepewności i strachu. Panoszący się dygnitarze i wysoko postawieni urzędnicy, którzy czują się panami ludzkiego losu, życia i śmierci. Bohaterowie powieści nie mogą zaznać spokoju. Los wciąż rzuca im kłody pod nogi. Jednak wobec wszelkich przeciwności losu dysponują silną bronią, którą stanowi rodzina. To właśnie ona i łączące ich więzi pomagają przetrwać najgorsze chwile, podnosić się z rozpaczy i stać twardo na nogach mimo bólu.
Zakończenie powieści wzrusza i przypomina bardzo istotną rzecz. W czasach przed wojną, na Wołyniu ludzie potrafili żyli ze sobą w zgodzie. Pomagali sobie wzajemnie. To był ich dom. Ich miejsce na świecie. Ideologia odmieniła zarówno ludzi jak i tę krainę. Zasiała w sercach i umysłach nienawiść, która doprowadziła do okrutnych, niewyobrażalnych i niewybaczalnych zbrodni Ukraińców na Polakach. Bestialsko wymordowano tysiące ludzi, niszcząc przyjaźń tych narodów. Nie wolno nam o tym zapomnieć.
Bardzo cenię powieści z historią w tle, które ukazują historię taką, jaką ona była naprawdę. Bez zakłamywania, lukrowania i pomijania. To ważne dla nas i przyszłych pokoleń. Ale przede wszystkim należne jest tym, którzy dziś stanowią już nieliczne grono świadków tamtejszych wydarzeń. Dla nich musimy pamiętać. Dla nich działać tak, żeby bestialstwo tamtych strasznych wydarzeń nigdy się już nie powtórzyło.