W maju 1980 roku w południowokoreańskim Kwangju doszło do masakry. Demonstracje przeciwko wojskowej dyktaturze i zamachowi stanu skończyły się rozlewem krwi niewinnych ludzi, którzy wyszli na ulice, by pokazać swój sprzeciw i zawalczyć o wolność. Pokojowe działania obywateli spotkały się z brutalną odpowiedzią policji i wojska. W tamtych czasach nazywano to „spiskiem komunistów zmierzających do obalenia rządu" (sprytna manipulacja, by usprawiedliwić swoje działanie) i dopiero obalenie dyktatora zmieniło to miano na „próbę przywrócenia demokracji". Dziewięć dni wystarczyło, by śmierć poniosło od dwustu do dwóch tysięcy ludzi —
niestety dane na ten temat nie są dokładne i trudno powiedzieć, której liczbie bliżej prawdy. Bez względu na ilość osób, które poległy, wydarzenia z Kwangju wyraźnie zapisały się na kartach historii i zasłużyły, by o nich pamiętać.
Han Kang akcję swojej książki osadziła właśnie w okresie tamtych wydarzeń. Jej bohaterami są ludzie, którzym przyszło spotkać się z tragedią. Którzy żyli w ciągłym strachu o siebie i innych. Którzy odważnie pragnęli walczyć o lepsze jutro, choć wiedzieli, że w każdej chwili mogą zginąć. Którzy spotkali się z ogromnym cierpieniem fizycznym oraz psychicznym. Wraz z kolejnymi zdaniami trafiamy do wielkiej sali, gdzie zwożone są ciała, by bliscy mogli odnaleźć krewnych. Poznajemy myśli trupa, który leży w zbiorowej mogile, do której trafiają coraz to nowsi zmarli. Spotykamy się z cenzurą i torturami. Obserwujemy cierpienie matki, która straciła syna. Widzimy, jak nieodwracalne zmiany w psychice zaszły w ludziach, którym udało się przeżyć to piekło. Oprawcy nie mieli zahamowań przed kopaniem kobiet i strzelaniem do chłopaczków, którzy nawet nie skończyli jeszcze gimnazjum. Ba, sprawiało im to nawet przyjemność! Nie wszyscy policjanci czy wojskowi byli potworami. Niektórzy zamiast strzelać do ludzi, strzelali ponad nimi. Nie mogli jednak otwarcie sprzeciwić się rozkazom, bo podzieliliby los ludności Kwangju.
Autorka przepięknie bawiła się słowem, a Justyna Najbar-Miller (tłumaczka) zadbała o fantastyczną konstrukcję zdań. Dzięki nim powstało coś absolutnie pięknego, co chwyciło mnie za serce i zabrało oddech. Co mocno poruszyło i rozsypało moją duszę. Utwór ten jest napisany pięknym językiem, bohaterowie są dopracowani w najmniejszych elementach, a fabuła jest... Mocna. Po prostu. Na tle ostatnich wydarzeń w Polsce [recenzja została napisana na początku listopada 2020!] wszystko to uderzało we mnie jeszcze mocniej i potęgowało lęk, ale dzięki temu lepiej mogłam wczuć się w myśli bohaterów. Mogłam zrozumieć, co nimi kierowało i dlaczego do końca chcieli stać z uniesioną głową. W moich oczach stali się bohaterami, ale bohaterami ludzkimi. Bohaterami, którzy się bali, którzy przeżyli piekło i nigdy się po nim nie pozbierali. Bohaterami, których zabito, choć nigdy nie powinno do tego dojść. Bohaterami, którzy zostali zniszczeni, bo chcieli walczyć o wolność. Bohaterami, którzy sami się za bohaterów nie mieli. Nie jestem patriotką, nie rozumiem walki o swój kraj, ale dbanie o swoje prawa to coś, co czuję całą sobą. Gdy demokracja upada i nadchodzi reżim, stajemy się jedynie marionetkami w rękach ludzi u władzy. Niczyje życie nie powinno być lepsze. W sercu człowieka rodzi się silny bunt i choć każdy jest przerażony, to woli działać, niż siedzieć zwinięty w kulkę w szafie. Bo walka o godność może przynieść śmierć, ale będzie to śmierć zwycięzcy.
„Ona chciała się jednak szybko zestarzeć. Nie miała ochoty przeciągać tego cholernego życia."