To moje pierwsze spotkanie z tym autorem i niestety ostatnie. Przeczytałam tą książkę z polecenia chłopaka, który jest zafascynowany twórczością Terry'ego Pratchett'a. Mi niestety nie przypadł do gustu. Zupełnie nie moje klimaty. Choć obiektywnie mówiąc, książka jest naprawdę dobra.
Bohaterami książki jest dwójka dzieci - Mau i Ermitruda, która każe nazywać się Daphne, gdyż nie lubi swojego imienia. Mau to nastolatek, mieszkaniec Nacji - bogatej wyspy, którą zniszczyła wielka fala. Podczas powodzi chłopiec przechodził inicjację, dzięki której miał stać się mężczyzną i otrzymać duszę. Kiedy wrócił na wyspę wszystko było tam zniszczone, a jedynymi "ludźmi" były trupy na drzewach. Nie było już tam nikogo, został sam jak palec, zdany tylko na siebie. Po pewnym czasie spotyka "dziewczynę-ducha" - Daphne. Niestety z nią nie mógł się porozumieć, pochodzi z dwóch różnych światów. Jednak po pewnym czasie, bo ogromnym wysiłku i nauce, dochodzą do porozumienia.
Wcześniej wspomniana Ermitruda, tudzież Daphne to córka gubernatora, jedyna osoba, która ocalała po rozbiciu statku Słodkiej Judy. Z racji pochodzenia można by uważać, że dziewczyna jest niedostosowana do warunków panujących na wyspie. Owszem, jednak bardzo szybko się to zmienia, staje się bardzo odważną i dzielną dziewczyną.
Mimo tego że Mau nie był prawdziwym mężczyzną, został wodzem wyspy. Razem z Daphne zajmowali się mieszkańcami pobliskich wysp, pomimo tego, że na początku znajomości ich relacja była pełna sprzeczności. Z biegiem czasu zaprzyjaźniają się, porozumienie nie jest dla nich już tak trudne, uczą się wzajemnie własnych języków. Epizodem, na który warto zwrócić uwagę, była ewidentnie sytuacja, kiedy Mau próbował pozyskać mleko dla niemowlęcia, pomimo niebezpieczeństwa jakie się z tym wiązało. Zdecydowanie wzruszające zachowanie, godne podziwu.
Początkowo mogłoby się wydawać, że "Nacja" to rodzaj baśni przeznaczonej dla dzieci i młodzieży. Owszem, ta grupa czytelników mogłaby być zadowolona z lektury, jednak książka ta jest przede wszystkim przeznaczona dla dorosłych. Porusza bardzo ważne, życiowe kwestie, np. temat przyjaźń, smutku, śmierci, a przede wszystkim kwestię wiary. Po tym jak Mau został sam na pustej wyspie, zastanawiał się czy istnieją bogowie skoro na świecie jest tyle cierpienia i bóli. Nie mógł znieść tego, że bóstwa pozwolili na taką katastrofę, jaką jest powódź i śmierć tylu ludzi. Po swoich rozmyśleniach Mau przestał wierzyć.
Książka jest napisana specyficznym językiem, fani Pratchetta na pewno wiedzą o czym mówię. Książkę czytało się szybko, bez większych problemów jednak żeby zrozumieć sens i przesłanie książki trzeba być skupionym i włączyć myślenie. Inaczej odbierzemy ją jako zwykłą bajkę.
Podsumowując, "Nacja" to książka, która nie spodoba się wszystkim. Na pewno nie przypadnie do gustu osobom, które lubią literaturę współczesną, kobiecą lub nie lubią fantastyki, czyli osobom takim jak ja. Czytałam ją, bo czytałam, bez większego zainteresowania czy refleksji, jednak jestem pewna, że fanom Pratchett'a książka jest spodoba, więc takim czytelnikom zdecydowanie polecam.