Na temat Włóczni Przeznaczenia, którą rzekomo przebito ciało Jezusa, istnieją liczne teorie, ponadto przypisuje się jej niezwykłą moc. Według podań i legend, na przestrzeni wieków, trafiała ona z rąk do rąk. Miał ją ponoć i cesarz Konstantyn, król Wizygotów, Karol Wielki, a nawet Hitler, który wierzył, że dzięki niej opanuje świat. Wielu się nią interesowało i wielu nadal się nią interesuje. W swojej najnowszej powieści tropem Włóczni Przeznaczenia podąża David C. Downing – wykładowca, pisarz i autor książek na temat C.S. Lewisa.
Za sprawą jego najnowszej książki „W poszukiwaniu króla. Powieść o Inklingach” przenosimy się w lata 40. XX wieku. Wraz z dwójką młodych Amerykanów – Tomem i Laurą wędrujemy po historycznych miejscach Anglii, po to by rozwikłać pewną zagadkę. A wszystko zaczyna się w księgarni, kiedy to dłonie obydwojga lądują na tym samym woluminie… On zbiera dowody na istnienie króla Artura, ona miewa dziwne sny pełne rozmaitych symboli. Postanawiają połączyć siły i przy pomocy oksfordzkich intelektualistów rozwikłać obie kwestie. Przy okazji wspólnej wyprawy bohaterowie odnajdują nie tylko ślady przeszłości, ale i odpowiedzi na nurtujące ich pytania dotyczące wiary i samych siebie.
Powieść Downinga z pewnością potrafi wzbudzić zainteresowanie. Autor czerpie z takich źródeł, że nie sposób przejść obok książki obojętnie. I tak na prowadzenie wysuwają się tu średniowieczne legendy – dotyczące osoby króla Artura i świętego Graala, zaraz za nimi plasuje się Włócznia Przeznaczenia, którą przebity został Jezus na krzyżu, dalej są jeszcze Inklingowie (nieformalna grupa oksfordzkich intelektualistów) na czele z Tolkienem i Lewisem oraz celtyckie ruiny z II wojną światową w tle. Ten swoistego rodzaju miszmasz potrafi przyciągnąć, a momentami i zachęca do zgłębienia danego tematu, pogłębienia własnej wiedzy. Mnie na przykład szczególnie zaciekawił wątek o Inklingach. Ten osobniczy klub literacki spotykał się w pubach w latach 30. i 40. XX wieku. Podczas takich spotkań oprócz dysput, jego członkowie czytywali fragmenty swoich nowych książek. Wzmianki choćby o Tolkienie i jego „Hobbicie” oraz innych fantastycznych powieściopisarzach są ciekawym urozmaiceniem tej sensacyjno-przygodowej powieści.
Jednak czasami tam, gdzie jest dobrze, znajdzie się i ziarenko czegoś złego… Książkę „W poszukiwaniu króla…” określiłabym mianem zgrabnej, ale nie do końca porywającej. Głównie dlatego, że brak jej atmosfery ciągłego napięcia, dzięki której czytelnik szybko przewraca kolejne stronice, by rozwikłać zagadkę. Kolejne fakty, czy to stricte prawdziwe, czy też ubarwione na potrzeby powieści, są podawane tak, że potrafią zainteresować, ale nie stanowią bodźca do okrzyków zachwytu czy zdumienia. Bohaterowie po prostu odkrywają coraz to nowsze tajemnice, a przez to, że nie ciąży nad nimi presja czasu, czy jakieś namacalne niebezpieczeństwo, a jedynie przyczajone zagrożenie, wszystko staje się nieco mniej atrakcyjne… To chyba mój jedyny zarzut, gdyż całość wypada naprawdę dobrze.
Dlaczego warto sięgnąć po tę pozycję wydawniczą? Po pierwsze dlatego, żeby przeżyć ciekawą literacką przygodę. Po drugie, dlatego, że można się z niej dowiedzieć wielu interesujących rzeczy - jak sam autor zaznaczył, w książce starał się być wierny faktom historycznym i zmienił niektóre z nich tylko nieznacznie. Po trzecie, czwarte i dziesiąte, co tu dużo pisać – pasjonaci zagadek rozmaitej maści na pewno odnajdą się w tych klimatach!