Zakończenie poczytnego cyklu, przedstawiającego historię, oraz czasy współczesne zawodowego boksu. Autorzy wprowadzają nas w ostatnią - jak dotąd - "złotą erę" wagi ciężkiej...
Znajdziemy tu sylwetki ringowych wojowników, dzięki którym ten pięściarski okres był tak elektryzujący dla fanów boksu. Oczywiście, wybitnym mistrzom pięści, takim jak Tyson, Holyfield czy Lewis - poświęcono odpowiednio więcej miejsca, bo i ich osiągnięcia były niemałe. Ale na kartkach tej książki znajdziemy również wspomnienia o wielu innych, niezapomnianych - choć nieco mniej popularnych - czempionach końca zeszłego wieku...
Jednym z nich jest Dwight Qawi, początkowo boksujący pod nazwiskiem Braxton. Jego kariera to doskonały przykład na to, że zawodowy mistrz świata nie zawsze musi być (wcześniej) wybitnym amatorem w boksie. Bo technika czy taktyka są, owszem, ważne, ale twardy charakter, serce do walki i mocarne pięści - wcale nie mniej istotne...
Braxton jako młody chłopak trafił do więzienia, i to tam uczył się boksu. Oczywiście tego "prawdziwego", bo różnego rodzaju "uliczne potyczki" nie były mu obce już wcześniej. Na więziennym ringu (Rahway) okazało się, że niespecjalnie wysoki "gostek" ma w pięściach prawdziwy dynamit, a jego ringowa agresja przełamuje opór (niemal) każdego rywala. Nic więc dziwnego, że po wyjściu na wolność Dwight rozpoczął profesjonalną karierę. I dziarsko szedł w górę we wszelkiego rodzaju rankingach. Dosyć szybko został mistrzem świata wagi półciężkiej, i już jako czempion zmienił nazwisko na Qawi. Ale ringowych nawyków nie zmienił, bo ciągle wolał nokautować rywali, niż czekać na sędziowskie werdykty...
Z wagi półciężkiej przeszedł do junior ciężkiej, i tam również siał postrach wśród oponentów. Efektownie zdobył pas mistrza globu, i... Wkrótce na bokserskiej (zawodowej) scenie pojawił się Holyfield, z którym Qawi stoczył epicki bój o miano najlepszego na świecie...W sumie werdykt mógł "pójść" w obie strony, lecz sędziowie zadecydowali, że waga cruiser ma nowego czempiona...
Po jakimś czasie Panowie spotkali się w rewanżu, ale tu przewaga młodszego Evandera była już dość znaczna...
Qawi próbował później swych sił także w najcięższej kategorii wagowej, jednak "niespecjalne" warunki fizyczne uniemożliwiały mu w niej znaczące sukcesy w starciach ze ścisłą czołówką. W pewnym momencie "pojawiły się" też tzw. problemy z alkoholem...
Po zawieszeniu rękawic na kołku Dwight pomagał młodym ludziom, którzy popadali w konflikty z prawem. Przekonywał ich, własnym przykładem, że sport/boks może być pomocny, by wrócić na tę właściwą, życiową ścieżkę.
W jednym z wywiadów stwierdził, że walka o tych młodych ludzi była nierzadko trudniejsza, niż niejedna ringowa potyczka. Ale radość ze zwycięstwa nie mniejsza, niż ta na sportowej arenie...
Dwight Qawi nigdy nie był ringowym rywalem tytułowego bohatera- Tysona. Ale to postać nietuzinkowa. Przezwyciężał przeróżne życiowe tarapaty, a potem także pomagał innym...
By, jak sam stwierdził - pomoc, której sam kiedyś doświadczył - wciąż była "w ruchu", i wyciągała też innych z wszelkich, życiowych opresji...