W thrillerach najbardziej lubię to, że nigdy nie wiem, czym mnie zaskoczą. Ta nuta niepewności zawsze dodaje książce wyraz tajemniczej powieści, nieco nerwowego oczekiwania: czy będzie to dobry koniec, czy też wręcz przeciwnie; czy finał okaże się niespodzianką, czy może z góry przewidzianą akcją? „Paskudna historia” autorstwa Bernarda Miniera to kolejny thriller, który zagościł na mojej półce. Czy udało mu się mnie zaskoczyć? Oczywiście! Szczerze mogę odpowiedzieć, że to jeden z lepszych tytułów, jaki miałam okazję przeczytać w tym roku. Uwielbiam ten gatunek, często czytuję dreszczowce, jednak książka Miniera zdominowała mój umysł. Niesamowicie się w nią wciągnęłam – chociaż historia jest mocno pokręcona – ale finałem to praktycznie mnie dobił: w życiu bym się czegoś takiego nie spodziewała…
Na jednej z wysp archipelagu San Juan zostają odnalezione zwłoki młodej dziewczyny, która została zamordowana w bestialski sposób. Sprawa przykuwa szeroką uwagę wśród dziennikarzy i mieszkańców, którzy wszyscy nawzajem się znają. Pytanie zatem, kto zgotował nastolatce taki los staje się niezmiernie trudne. Policja wszczyna śledztwo, pojawia się główny podejrzany. Jest jednak ktoś jeszcze, kto szuka sprawcy. I to nie koniecznie z tym samych powodów…
„Orka drapieżna jest jednym z najbardziej okrutnym ze ssaków morskich, ale człowiek wędrowny to najbardziej okrutny ssak na całym świecie. „ [str.14]
Wczytując się w opis, wiemy niewiele. Taki typowy zwiastun kryminalnej historii. Jednak kiedy sięgniemy po książkę, otrzymamy zawiłą, pełną niespodzianek powieść, która przysporzy niejednemu czytelnikowi zawrotów głowy. Zaczyna się „niepozornie” – krótkie wprowadzenie na temat wyspy i jej mieszkańców, następuje morderstwo i w następstwie oczywiście policyjne śledztwo. Pada jednak tajemnicze stwierdzenie: „Odkryłam, kim jesteś” (str.20). I wtedy każde następne wydarzenie budzi mętlik w głowie i mnóstwo podejrzeń, bo nic do siebie nie pasuje. Autor świetnie poprowadził akcję – raz rozbudzał naszą ciekawość, jednocześnie gubiąc czujność, a wtedy odpalał petardę i bam – znów nowe niespodziewane fakty. Przez całą naszą podróż po fabule otrzymujemy kolejne tajemnice i ich rozwiązania i nic nie jest tak, jak od początku myśleliśmy. Cała ta różnorodność zdarzeń, których się spodziewamy, ale nie mamy zielonego pojęcia, jak się potoczą i czym jeszcze uraczy nas Minier sprawia, że mocno angażujemy się w lekturę. I jest to cholernie dobre.
„[…]przemoc, masakry, niesprawiedliwość i okrucieństwa wypływają z jednego źródła: z nas. Tylko my za nie odpowiadamy.” [str. 195]
Można napisać dużo, ale ważne, żeby miało to sens. W książce Miniera wszystko jest logiczne i świetnie poukładane. Perfekcyjnie stworzył historię, która kręci się wokół jednego motywu – morderstwa. Ale wokół tego stworzył odrębną, nawiązując do tytułu: paskudną historię, którą daje nam poznać stopniowo. Dlatego właśnie finał książki okazał się niezwykle fascynujący i przede wszystkim zaskakujący. Muszę przyznać, że dawno nie czułam się tak mocno zaintrygowana do samego końca. A przecież trochę thrillerów już poznałam…
„…każdy początek ma swoje źródło w zbrodni.” [str.34]
Chociaż nie lubię zbyt mocno przeciągniętych opisów, tzw. zbędnego gadania, które pojawiają się miejscowo w tym tytule, to w tym przypadku w ogóle ten fakt mi nie przeszkadzał. A to dlatego, że tutaj wszystko do siebie idealnie pasuje – opisy, dialogi w odpowiednich momentach i też bez zbędnych słów, mnóstwo akcji i spora ilość niespodzianek. Z pewnością to powieść z charakterem, ma swój indywidualny mroczny klimat, a nagłe zwroty akcji, których nie zdołamy policzyć na palcach obu rąk sprawiają, że fabuła staje się jeszcze bardziej interesująca, a czytelnik coraz bardziej się wciąga. Na długo zapada w pamięć, jest spójna i pełna tajemnic – taka właśnie jest „Paskudna historia”. Gorąco polecam.