Któregoś pięknego dnia, a był to 10 lipca 1914 roku, Tadeusz Boy Żeleński, który właśnie tłumaczył Rabelais’a, zawiadomił listownie swego przyjaciela Adama Grzymałę-Siedleckiego, że tak mu już „w nałóg weszło to umysłowe próżniactwo” (!), że podczas korekty Wyznań Rousseau zabrał się „z nudów do Montaigne’a”. Zaproponował koledze, by połączyli jego wykład o francuzie i boyowskie tłumaczenie dzieł Michała z Montaigne i wydali je. Grzymała miał napisać jakąś miłą przedmowę, jednak ten odmówił, a jeszcze koledze nie pomógł znaleźć wydawcy. I już polska literatura musiała by latami zapewne czekać na montaignowskie Próby, gdyby nie upór i zawziętość Boya, który w dziełach pana Michała dostrzegł piękno i mądrość, aktualne nawet po kilkuset lat od ich napisania.
Zabrał się więc niestrudzony Boy do przekładu. To, że po drodze wybuchła I wojna w niczym mu nie przeszkadzało – spędzając dwa lata w szpitalu, ślęczał nad klasykiem dalej i ukrywał przed przełożonymi teczkę z Montaignem. Tłumaczenie zakończył w październiku 1916 roku i Pisma oparzył wstępem. Wydał je własnym nakładem, a że było to nieco kosztowne, zapożyczył się strasznie, bo na kilkanaście tysięcy koron w złocie. I tak dzieła Montaigne’a staną się pierwszym tomem słynnej Biblioteki Boya (łącznie sygnowane będą cyframi do 1 do 5). Pisma, w ilości – 50 sztuk, odbite były na papierze czerpanym włoskim, będą posiadać dedykację dla małżonki rozumnej i miłej towarzyszce pracy. Później Boya będą czekały wizyty w Paryżu, gdzie reprezentując polski Pen Club, w blasku zasłużonej chwały, jako piewca francuskiej klasyki na polskich ziemiach, otoczony będzie specjalistami od Montaigne’a*.
I tak za sprawą Boya, którego ubóstwiam, trafiłem na książkę tego, który napisał o Żeleńskim biografię – Józefie Henie. Autor najwidoczniej dostrzegł w twórczości Montaigne’a tyleż uroku i powabu co Boy, że postanowił przytoczyć polskiemu czytelnikowi biografię Michała z Montaigne.
Józef Hen z humorem wartym Boya i poetyką godną Montaigne’a, maluje przed nami XVI wieczne losy jednego z bardziej docenianych we Francji myślicieli epoki Odrodzenia. Jako że jest to niezwykle rzetelna biografia, dowiadujemy się o Michale nie tylko zaskakująco wiele szczegółów z jego życia prywatnego, ale także tańczymy wraz z nim na królewskich salonach. No, może z tymi salonami nieco się zapędziłem, gdyż czasy były to niespokojne – w tle kontemplacyjnego żywota naszego bohatera Katarzyna Medycejska knuje i spiskuje, dochodzi do zawarcia małżeństwa Henryka, syna kalwińskiej królowej Nawarry Joanny d’Albret, z jej córką Małgorzatą, do Paryża zjeżdżają kalwini, a wtedy Henryk de Guise na czele swych siepaczy w Noc Świętego Bartłomieja rusza w miasto, by zabić najważniejszych z nich. Tymczasem Michał, zamknięty w perigrodzkim zamku swojej wieży, tworzy, pisze, analizuje – i tak powstają słynne „Essais”, tak, to Michał wymyślił esej. I Hen trwale podąża za autorem Pism, zestawia jego przeżycia i uczucia z tym, co zawarł następnie w swych księgach. Jedzie za swym bohaterem przez pół Europy, zasiada z nim do stołu, bawi się, przygląda i notuje.
Dzięki lekkiemu pióru Józefa Hena powstała wyjątkowa biografia, spisana przepięknym językiem, którą delektować należy się spokojnie, z umiarem, bo smakuje jak dobre wino. Sama w sobie jest dziełem godnym epoki Odrodzenia, humanistyczną perełką, zaś je autor bawi się z czytelnikami, podsuwa im myśli Montaigne’a, czasami się z nim sprzecza, ale przede wszystkim podziwia. Bo na Pismach Montaigne’u wzorowali się późniejsi najwięksi francuscy poeci i pisarze, wzorował się wreszcie literacki świat. Pisma – bo w rzeczywistości Ja, Michał z Montaigne to historia powstania tego dzieła, stają się zbiorem odwiecznych prawd i porad, myśli o człowieku i jego naturze, okraszone subiektywnymi wprawdzie, odautorskimi ale jakże cennymi spostrzeżeniami i błyskotliwymi pointami. Zaskakująco współczesne, walczące z zabobonami, mówiące o tym, że człowiek powinien kierować się szczęściem i żyć szczęśliwie, krytykujące uprzedzenia i wszelakie fanatyzmy, a na dokładkę uczący, jak wychowywać dzieci.
Michał de Montaigne, którego imię nadane mu było nie bez przyczyny – Michał wśród aniołów jest przecież najbardziej rycerskim z nich, „hetmanem zastępów niebieskich”, ma więc już od maleńkości sławę wpisaną w swoje życie. Józef Hen pieczołowicie odnotowuje wszelkie sprzeczności, jakie powstały w tym ciekawym skądinąd życiorysie, pochyla się nawet nad tym, jak powinno czytać się nazwisko francuza – tak jak „montagne” przez „a” czy też przez „eń” (jak się okazuje, wszystko zależne jest od tego, czy jest się lokalsem de Montaigne, czy też montenistą cudzoziemskim. Michał jest prawdziwym humanistą – to poeta, myśliciel, nieskończony twórca, który do ostatnich swych dni poprawiał swoje opus magnum, znawca antycznych i średniowiecznych klasyków i nie bojący się wschodzić z nimi w spór, krytyk władców i sprawowanych przez nich rządów, doradca i uważny jej obserwator. Ale przede wszystkich to twórca kochający człowieka, znający jego ułomności i przywary, niemały figlarz i pamietający o tym, co jest dla człowieka najważniejsze: „Próżno wspinać się na szczudła; i na szczudłach trzeba nam chodzić swoimi nogami; na najwyższym tronie świata i tak siedzimy jeno na własnym zadku”.
Dzięki biografii Józefa Hena polski czytelnik, jak niegdyś pierwsi czytelnicy samych Pism, bezbłędnie przetłumaczonych przez obłędnego Boya, mają możliwość stanąć oko w oko z jednym z najwybitniejszych umysłów swej epoki.
Książkę otrzymałem dzięki portalowi Sztukater.pl
*”Tadeusz Żeleński Boy. Twórczość i życie”, Barbara Winklowa, PIW, 1967; „Boy-Żeleński. Błazen – wielki mąż”, Józef Hen, Wyd. Wab, 2028