W dzieciństwie wielokrotnie sięgałam po „Bajki robotów” i to głównie z nimi kojarzył mi się zawsze Lem. Czas jednak płynie. Przybyło mi lat, więc zdecydowałam się sięgnąć po kolejną pozycję tego jakże sławnego autora i… sama nie wiem. Nigdy nie byłam dobra z fizyki. Nie rozumiałam zadań i mimo, że znałam wzory to nie potrafiłam ich zastosować. Żargon fizyczny i techniczny także nie był moją mocną stroną, dlatego pewnie tak ciężko czytało mi się „Solaris”.
Cała akcja toczy się na stacji kosmicznej Solaris. Znajduje się ona na odkrytej przez ludzi planecie, która w większości pokryta jest inteligentnym oceanem. Główny bohater należy do trzyosobowej ekipy, która miała prowadzić badania, nad tą obcą istotą i doprowadzić do kontaktu z nią. Wszystko się jednak miesza, gdy na stacji zaczynają się pojawiać … no właśnie kto? Nie ludzie, nie kosmici? Jakieś dziwne hybrydy, które jednocześnie wyglądają jak bliskie załodze osoby i jednocześnie nimi nie są. Ktoś lub coś wykorzystuje wspomnienia mężczyzn z załogi, aby tworzyć te dziwne istoty, których istnienie zależne jest od ciągłego kontaktu z odpowiednim „wspomnieniodawcą”.
Tak, jak już się przyznałam na początku, nie czytało mi się dobrze tej książki. Bardzo długie opisy jakichś dziwnych reakcji, cała historia solarystyki, zdania wielokrotnie złożone i mała ilość dialogów sprawiły, że czytałam tą książkę przez dwa dni mimo, że liczy ona sobie tylko 234 strony. Szczerze przyznam się, że po skończeniu miałam wrażenie, że jej nie zrozumiałam. Na szczęście załączone było posłowie, które… utrwaliło mnie w tym przekonaniu jeszcze bardziej. Osobiście najbardziej spodobało mi się z niego zdanie:
„… Istvan Csicsery- Ronay, powiada, iż „Solaris” otwiera kilka równoległych, a nawet sprzecznych interpretacji. Można ją czytać jako Swiftiańską satyrę, tragiczny romans, egzystencjalną parabole Kafki, meta fikcjonalną parabolę hermeneutyki, ironiczną powieść rycerską Cervantesa i Kantowską medytację nad naturą ludzkiej świadomości.”*
Co z tego wynika? Że mamy w tej książce tak naprawdę wszystko czego zapragniemy i to tylko od czytelnika zależy czego w niej będzie szukał i co odnajdzie.
Mimo wszystko nie mogę jednak zanegować opinii, że jest to arcydzieło. Bo jest. Bogactwo języka i szczegółowość opisów jest oszałamiające (mimo iż są NAPRAWDĘ długie i dla mnie przytłaczające). Podziwiam także wyobraźnię autora. Przecież ta książka powstała w latach 60tych a i tak jest dużo lepsza niż większość książek czy filmów science-fiction jakie w życiu czytałam/widziałam.
Reasumując: przeczytajcie. Jest to nasz rodak, jest to jego najsłynniejsza powieść, więc z czystej przyzwoitości by wypadało ;) Jeżeli ktoś z was jest fanem takiego gatunku to tym bardziej polecam. Lecz jeżeli czujecie, że jest to coś nie do przebrnięcia to .. i tak spróbujcie, bo może właśnie wy znajdziecie w tej książce jeszcze coś całkiem innego niż ci wszyscy interpretatorzy do tej pory?
*Jerzy Jarzębski, Posłowie, [w:] Solaris. Stanisław Lem, Kraków 2002