Na wstępie należy podkreślić, że temat postapo w ostatnich latach mocno utracił swój pęd jak i popularność. W grupach społecznościowych mówi się o swobodnym wymieraniu (jakże wymowne) literackiego gatunku, gdzie winę zrzuca się na brak nowych pozycji. Już nie tyle nowych pomysłów, ale i ciągłości względem tych, które w swoim czasie wyznaczyły wyraźny kierunek. Polska seria "Fabryczna zona" przepadła bez echa, podobnie jak światowy projekt Uniwersum Metro 2033/2035, choć ten w ostatnim czasie zaktualizował się informacją o cudownym wskrzeszeniu i nowej pozycji. Wojna Rosji z Ukrainą również dołożyła swoje. Na pewno lekko się sięga po fantastykę, kiedy ciągle jest tylko fantastyką. Co innego, kiedy widzi się wokół obrazy z niej wycięte, które stanowią codzienny obraz i w ten magiczny sposób przekracza się granicę literatury faktu, a to już wyższa i bardziej poważna liga.
Eduard Wierkin jest Rosjaninem, a jego książka "Wyspa Sachalin" zdążyła wbić się na polski rynek zaledwie pół roku przed rosyjską inwazją. Czym jest zatem Sachalin? To największa wyspa Rosji położona na Oceanie Spokojnym, zatem w kontekście literatury z gatunku fantastyki istnieje w realnym świecie, a jej kształt można zobaczyć na okładce książki. Gdzie zatem tu postapokaliptyczny klimat? Wyspa Sachalin to szczególne miejsce. To czyściec nowego świata, który runął po światowej wojnie. Tu można żyć, jakkolwiek by to brzmiało. Świat jest radioaktywny, pełen zarazy i chaosu, ale Sachalin jak i kilka podobnych miejsc nie zaznało dzieła spustoszenia. To właśnie na tę wyspę wyrusza z wyprawą badawczą bohaterka - Lilak - pracująca w Departamencie Etnografii (dalszy ciąg musiałem sobie zapisać) Katedry Futurologii Stosowanej Cesarskiego Uniwersytetu Tokijskiego. Jej zadanie jest bardzo proste, ma tylko ocenić jak ludzkość radzi sobie w nowym świecie i jakie są jej szanse na dalszy rozwój.
Historię śledzimy oczami Lilak, która wbrew pozorom mocno stąpa po ziemi i odnosi się wrażenie, że nie jedno widziała, ale wyspa w obliczu globalnej zagłady, która ma stanowić sito przyszłej populacji? To zderzenie z brutalnym obliczem, które nawet dla niej stanowi nie lada wyzwanie. Sachalin to rondel, do którego trafiają wszyscy ocaleni. Skazańcy, przejściowi jak i wolni, którzy jeszcze nie odważyli się opuścić tego miejsca. Wyspa jest samowystarczalna, więc wydobycie dostępnych surowców ma tu duże znaczenie. Ciężka, niewolnicza praca, a tym samym bunty, które tłumione są tylko w jeden sposób. Jedyny, który przy okazji poprawia problem przeludnienia. Jeśli chodzi o tło, nie zaznamy tu mutacji flory czy fauny jaką można zaobserwować w seriach tego gatunku. Tutaj, autor główną uwagę skupił na ludziach. Tu odbywa się istny fajerwerk ludzkiego upodlenia.
Zebrani emocjonowali się, byli w podniosłym nastroju i rozmawiali z ożywieniem w oczekiwaniu na rozpoczęcie.
- A co to za obrzęd? - zainteresowałam się.
- Katowanie Murzyna - odparł pan T. - Dziś jest szósty, a szóstego i dziewiątego dnia każdego miesiąca odbywa się u nas katowanie Murzyna, nie słyszała pani?
Takich obrazków jest tu cała masa. Z jednej strony prymitywne i prześmiewcze, z drugiej, być może pokazujące przewidywalny kierunek cywilizacji w obliczu globalnego upadku. Przykuty do taczki, przykuty do wiadra, przykuty do bosaka, to nie ksywki pojedynczych postaci, a funkcje w społeczeństwie, wybierane niekoniecznie dobrowolnie. Dołóżmy do tego jeszcze szczyptę rasowych uprzedzeń i powoli wypełnimy nią krajobraz społecznych napięć wewnątrz wyspy Sachalin. W takim środowisku i globalnej kondycji coś musi pójść nie tak, więc ciężko zakładać, że dla bohaterki Lilak, wszystko pójdzie zgodnie z planem.
Zmęczyłem się. Nie przez klimat i obrazy jakich miałem przyjemność doświadczyć. Zmęczyłem się formą narracji. W pewnym stopniu czułem się niczym w muzeum. Pani oprowadza mnie po kolejnych rejonach. Opisuje miejsca, gdzie uzupełnia je retrospekcjami. Potem dalej, kolejny eksponat przed państwem, to osada wydobywcza. Przez pył, średnia wieku jest tu bardzo niska stąd tu sami dorodni młodzieńcy (wymyślam na rzecz myśli). Tak to wygląda. na okładce jest wpis, że opowieść porównywalna do braci Strugackich, czy Cormaca McCarthy'ego. No nie! Daleko nie! McCarthy stworzył, bo pewnie chodziło o tytuł "Droga" i tym samym niesamowity obraz jedność Ojca z Synem na tle postapokaliptycznego świata, dzieło doskonałe. Strugaccy znowu nie tak, bo tam zagrożeniem są obcy. Opowieść drogi to jedno, co może łączyć te tytuły, ale klimat. Zupełnie inna bajka.
"Wyspa Sachalin" to wbrew wszystkiemu dobra pozycja, którą mimo wszystko można wyodrębnić z wielkiego garnka postapokaliptycznej literatury a przy tym została świetnie wydana. Inna niż seria Metro, Fabryczna Zona i to już w pewnym stopniu czyni ją wyjątkową. Monotonna? Tak, ale i przy tym mocno odkrywcza. Dla kogoś raczkującego w temacie postapo będzie to świetna i oczywiście szokująca pozycja. Dla weteranów gatunku, bardziej literatura uzupełniająca. Ciekawy jest ten aspekt narodowościowy. Dmitrij Głuchowski też jest Rosjaninem, a jednak tworząc Uniwersum Metro podzielił społeczność na frakcje pod względem upodobań ideologicznym rodaków. Eduard Wierkin poszedł o krok dalej. Tu jasno wiemy kto jest Chińczykiem, Rosjaninem, czy Japończykiem. Ciekawa pozycja.