Trocki, Mercader, Stalin, na pewno słyszeliście choć raz któreś z tych nazwisk. Właśnie o nich snuje swą opowieść Leonardo Padura w książce "Człowiek, który kochał psy".
Lew Dawidowicz Trocki, niegdyś twarz rewolucji październikowej, najbliższy współpracownik Lenina. W książce poznajemy go jako wygnańca z ZSRR, uznanego przez Stalina, jego największego przeciwnika politycznego, za zdrajcę rewolucji, idei komunistycznych i skazany na długoletnią poniewierkę z kraju do kraju w poszukiwaniu azylu. Wraz z żoną Natalią Siedową szuka go najpierw w Turcji, potem we Francji i Norwegii, ale wszędzie są niezbyt mile widziani, więc schronienie odnajdują ostatecznie dopiero w Meksyku. Jednak wie, że gdy jego osoba przestanie być w jakikolwiek sposób użyteczna dla Stalina, jego życie dobiegnie końca i żadne schronienie nie ustrzeże go przed siepaczami Stalina.
W książce autor rozpoczyna snucie tej monumentalnej historii od wspomnień kubańskiego pisarza Ivána, który w 1977 roku na kubańskiej plaży spotyka tajemniczego nieznajomego, którego ochrzci mianem człowieka, który kochał psy, bowiem podczas pierwszego spotkania na plaży ów nieznajomy był w towarzystwie dwóch borzojów - chartów rosyjskich. Przedstawia się Ivánowi jako Jaime Lopez i czyni z niego swojego słuchacza i powiernika historii o Ramonie Mercaderze, swoim przyjacielu sprzed lat.
Autor przeplata wątki Trockiego, Mercadera i fikcyjnego Ivána okazując tragedię ludzi, którzy dali uwieść się największej Utopii XX wieku, a która okazała się wielkim rozczarowaniem i klęską człowieka, upadkiem człowieczeństwa. To, co miało zapewnić lepsze, szczęśliwsze, równe społecznie życie, zamieniło się w zbrodniczą machinerię, która przyniosła nędzę, cierpienie i śmierć milionów ludzi.
"Jakże pociągające, choć wysnute z czystej teorii, marzenie o równości i braterstwie przerodziło się w największy w dziejach autorytarny koszmar, gdy tylko zastosowano je w rzeczywistości, uznawanej słusznie(zwłaszcza w tym wypadku) za jedyne kryterium prawdy"
Poprzez wątki trójki bohaterów mamy wgląd w zrywy rewolucyjne na Kubie, w Hiszpanii i w Rosji. Widzimy ogrom nadziei ludzi opętanych, owładniętych wizją lepszego świata, którzy dla tej wizji gotowi są na wszystko. Autor pokazuje także jak ideologia, zaszczepiana latami wraz z nienawiścią i strachem krok po kroku, powoli niszczy człowieka wewnętrznie, psychicznie, przemieniając go w żołnierza-robota, który nie myśli, nie zastanawia się, nie czuje, a jedynie wykonuje rozkazy.
"Człowiek, który kochał psy" to trudna powieść, nie tylko przez wzgląd na objętość, ale przede wszystkim przez treść. Obraz przedstawiający mroki stalinizmu, bezwzględność Stalina, a wcześniej Trockiego w dążeniu do objęcia władzy, wypełnienia idei rewolucji, prześladowania, ustawione procesy, rozstrzeliwanie ludzi, tym samym likwidacja przeciwników politycznych bądź niewygodnych ludzi dla władzy w osobie Stalina, niszczenie psychiczne i fizyczne ludzi, niesławna Łubianka, łagry, obozy, przesłuchania zmieniające ludzi w widma ich samych, inwigilacja, cenzura a przede wszystkim nieustający strach, strach odbierający spokój, zmysły, niszczący ludzi, potrafi wstrząsnąć czytelnikiem, przygnieść ciężarem tego mroku, oblepiającego niczym pajęczyna, gęsta mgła. Podczas całej lektury czytelnikowi towarzyszy duszna, przytłaczająca atmosfera. Autor stawia zarówno przed czytelnikiem jak i bohaterami książki trudne pytanie, które stanowi swoisty dylemat moralny, czy kat może być ofiarą i czy jeden i drugi zasługuje na współczucie? Myślę, że jest to bardzo ciekawe pytanie, ciekawy dylemat, nad którym można by długo dyskutować. A jak Wy byście odpowiedzeli na to pytanie?
"Człowiek, który kochał psy" to książka trudna, ale myślę, że mimo wszystko warto ją przeczytać, bo jest ciekawa, stalinizmowi, rewolucjom światowym, sytuacji przedwojennej na lekcjach historii poświęca się mało czasu, stąd z samej ciekawości warto po nią sięgnąć, jest też ciekawa ze względu na ujęcie człowieka, jego człowieczeństwa, emocji, nadziei, marzeń, słabości; przerażającej siły ideologii, która wymyka się spod kontroli i zbiera krwawe żniwo czy spojrzenia w sposób bliższy na historyczne sylwetki postaci, które niejedno miały na sumieniu. Autor pozostaje wobec nich neutralny, nie potępia ani nie próbuje ich wybielać, tłumaczyć, jedynie próbuje zrozumieć ich motywy postępowania i stawia pytanie czy można im współczuć, czy takie osoby zasługują na współczucie. Myślę, że to intrygująca publikacja, o której długo będę pamiętać i którą warto przeczytać.
Za egzemplarz do recenzji dziękuję Oficyna Noir Sur Blanc.