McCammon zaczyna tę powieść od zdania: "Diabeł może być mężczyzną lub kobietą". To prawda, ale może też być - tak jak w "Słuchaczu" - jednocześnie mężczyzną i kobietą. John Paltrow i Ginger LaFrance to para oszustów, których drogi krzyżują się w niewielkim miasteczku Stonefield w Luizjanie. On kantował "na biblię", ona wraz ze wspólnikiem sprzedawała "cud specyfik" na problemy łóżkowe. Oboje jednak marzyli o czymś znacznie większym. O numerze, który zapewni im dostatnią emeryturę w willi na wzgórzu, gdzieś w Meksyku. Jest rok 1934 i wszechobecna bieda Wielkiego Kryzysu daje się wszystkim mocno we znaki. No dobra, prawie wszystkim, bo jednak są tacy, którym żyje się całkiem dobrze. W chorej głowie Ginger rodzi się plan porwania dzieci bogatego przedsiębiorcy z Nowego Orleanu. On nie padł ofiarą gospodarczego trzęsienia ziemi i to LaFrance, jak również Partlowa mocno uwiera. Przy wsparciu jeszcze jednego wspólnika, cała trójka przygotowuje się do porwania Nilli i Małego Johna. Na drodze bandytów stanie jednak pewien czarnoskóry tragarz z dworca Union, imieniem Curtis, który od dziecka ma zdolność telepatycznego porozumiewania się z innymi posiadającymi tę samą umiejętność. To, już wkrótce, będzie miało kluczowe znaczenie i pokrzyżuje plan bezwzględnych porywaczy...
Kiedy w listopadzie 2022 roku kończyłem czytać "Magiczne lata", wiedziałem, że to opus magnum Roberta McCammona i bardzo trudno będzie mi znaleźć powieść lepszą od Jego dzieła z 1991 roku. Po "Słuchacza" sięgnąłem dlatego, ponieważ chciałem poznać opisaną tu historię, a jednocześnie przekonać się czy McCammon nie stracił swoich literackich supermocy.
A czym się ta supermoc objawia, zapytacie? Robert McCammon, to jeden z nielicznych znanych mi pisarzy, który tak prawdziwie potrafi odmalować pejzaże różnych miejsc i czasów. W "Słuchaczu" postawił sobie wyjątkowo trudne zadanie stworzenia obrazu Luizjany lat '30 XX wieku. Upał, duchota, wszechobecna bieda i wciąż żywe podziały rasowe; Ameryka jeszcze nie do końca przebudzona z mokrego snu sadysty o niewolnictwie... Te wszystkie mroczne strony dawnej Luizjany ożywają w pełnej kontrastów powieści McCammona, która jest jednocześnie historią przemocy, nienawiści do drugiego człowieka i wyjętych spod prawa bezwzględnych zwyroli, z drugiej zaś opowieścią o ludziach, którzy pragną, aby świat, w którym przyszło im żyć był po prostu lepszy, którzy podchodzą do drugiego człowieka nie z wrogością, a naturalną i niewymuszoną przyjaźnią.
McCammon potrafi wzbudzić u czytelnika skrajne emocje, tak było w "Magicznych latach" i tak jest również w "Słuchaczu". Właśnie to sobie cenię w twórczości tego pisarza. To oraz przepiękny język, jakim się posługuje, tworząc powieści na granicy literatury gatunkowej i pięknej. Tak, zgadza się, w znacznej mierze "Słuchacz" jest thrillerem z subtelną nutką fantastyki i grozy - z tym nikt nie będzie się spierać, ale według mnie, estetyka jaką operuje McCammon sprawia, że ta opowieść to coś więcej niż zwykły, klasyczny thriller. Wiecie, czasami ciężko to wyjaśnić, opatulić w odpowiednie słowa, ale czytając niektóre książki ma się wrażenie - i to wrażenie jest dość silne - że masz do czynienia z dziełem artystycznym, a nie tylko rzemieślniczym. I właśnie to czułem, czytając "Słuchacza". To zresztą jest pewnym paradoksem, bowiem sama opowieść jest dość prosta. Są źli i dobrzy, jest porwanie dzieci i żądanie okupu, jest również nieoczekiwany sojusznik o nadnaturalnych zdolnościach - rzekłbyś: klasyczny King. Po części tak, ale siła i magnetyzm McCammona tkwi w tym, jak opowiada daną historię, jakich słów do tego używa. I w tej kategorii podaj przebija samego "króla z Bangor".
Nie mógłbym nie wspomnieć o bohaterach tej historii: o złym do szpiku kości (co pokazuje już w pierwszych scenach, gdy próbuje naciągnąć biedną wdowę, a później pali żywcem jej szczeniaki) Johnie Parlowie i jego wspólniczce i kochance Ginger LaFrance - oboje zepsuci i odpychający, nie ma w nich nic dobrego i wydaje się, że stworzył ich Wielki Kryzys i sam diabeł. W tych ludziach po prostu czuje się zło i to takie nieskażone choćby ziarnem dobroci. McCammon stworzył naprawdę mrocznych bohaterów, od których w rzeczywistości, wolelibyście trzymać się z daleka. Ich całkowitym przeciwieństwem Curtis Mayhew - czarnoskóry chłopak, który już za sam fakt, że jest czarny ma w Ameryce lat '30 XX wieku co najmniej pod górkę, a bardzo często przerąbane po całości. Mimo tego, lubi ludzi i chce dla nich jak najlepiej. Szczególną sympatią darzy małą Nilli i to jest jedna z najpiękniejszych powieściowych przyjaźni, jakie poznałem. Tam jest tyle ciepła, tyle pozytywnych uczuć, że aż się łezka w oku kręci. Bohaterowie "Słuchacza" to jedna z najmocniejszych stron tej książki. Doskonale napisani i dopracowani, tworzą panteon różnych charakterów, cech i osobowości, obok którego nie powinniście przejść obojętnie.
"Słuchacz" to powieść o walce dobra ze złem, w czasach, gdy to zło miało się wyjątkowo dobrze. To opowieść o trudnej historii Ameryki, historii nasiąkniętej krwią i potem czarnoskórych, którzy w latach '30 byli, owszem, już wolnymi ludźmi, ale wciąż traktowanymi jak istoty drugiej kategorii. "Słuchacz" to świetna książka, która dostarcza wielu emocji, a my przecież lubimy takie lektury, prawda? Lubimy też przepiękne okładki, a ta autorstwa Macieja Kamudy sprawia, że ciężko oderwać wzrok. Cieszę się, że Vesper zdecydował się wydać tę książkę i mam nadzieję, że w najbliższym czasie postawi na więcej McCammona, który dla mnie, stał się pisarzem równie ważnym, co Dan Simmons czy - choć w mniejszym stopniu i z nieco innych powodów - Grady Hendrix i Stephen King. Jeśli więc cenicie ambitną, świetnie napisaną literaturę, która wymyka się ze sztywnych ram gatunków, to "Słuchacz" jest właśnie dla Was. 🖤
© by MROCZNE STRONY | 2023