Mówi się, że do sekty trafiają ludzie z problemami. Słabe jednostki, których cierpienie przesłania osąd na manipulację wokół nich. A może takie, które straciły nadzieję? Może przynależność do sekciarskiej społeczności przynosi im ukojenie, a to jest ważniejsze niż niewola, w którą wpadają?
Jak bardzo charyzmatycznym trzeba być człowiekiem, by wprowadzić do sekty racjonalną i trzymającą się faktów panią psycholog? Czy jej trauma spowoduje, że zaślepiona poczuciem bezpieczeństwa u boku „Boga” odda swoje życie sekcie? Rebeka uważa się za silną kobietę, ateistkę, ale czy jej sceptyzm i brak wiary nie będzie drogą to samozniszczenia u boku nowego bóstwa?
Edward Collins, diabelnie przystojny i kusicielski, niczym wąż w Rajskim Ogrodzie, stoi na czele Kościoła Odrodzonego Chrystusa. Władza jest jego narkotykiem. Władza jest dla niego wszystkim. Święcie wierzy, że jest synem samego Boga.
„Zrzućcie wątpliwości i wierzcie, bo oto objawiam wam prawdę. Bóg Ojciec począł mnie z moją matką, śmiertelniczką, bym dał świadectwo jego istnieniu.”
Wiedza Edwarda jest darem od samego Ojca. I ta wiedza o innych, chociaż zdobyta w sprytny i prozaiczny sposób dzięki ludziom guru, jest jego mocą, dzięki której uzyskuje nowych wyznawców. Zna każdy ich sekret, które stają się pierwszymi wrotami do piekła tych osób.
Zniewolenia.
Niebezpieczeństwa.
Szaleństwa.
Rebeka Winston–White jest znaną terapeutką. Obraca się w świecie celebrytów, występuje jako ekspert w programach telewizyjnych, ma własny gabinet i mnóstwo pieniędzy, a jednak… Sama pani psycholog boryka się z problemem, którego ujawnienia panicznie się boi. Nic dziwnego, bo jak kobieta, która prowadzi między innymi terapie małżeńskie, może być uzależniona od seksu?
„Kochałam się kochać. Uprawiać seks. Pieprzyć się. Od delikatności przechodzić do dominacji. Wciąż mi było mało. Moja mania nasilała się, a ja ciągle szukałam. Szukałam ideału. Samca alfa, mojego pana.”
Rebeka jest nimfomanką. I szuka kogoś, kto dorówna jej erotycznym zapędom. Nocami oddaje się przyjemnościom, ale każdy ranek przynosi ból.
„Bolało mnie dosłownie wszystko, a najbardziej dusza. Bo od bólu fizycznego gorsze było to, co czułam w środku. Wyrzuty sumienia i strach towarzyszyły mi zawsze po przebudzeniu. Zżerały i zatruwały każdego ranka, by potem ustąpić narastającemu pragnieniu, którego nie byłam w stanie zagłuszyć inaczej niż poprzez całkowite oddanie się swojej obsesji.”
Rebeka poddaje się pragnieniom, swoje frustracje wylewa na anonimowym blogu pod pseudonimem Lust Lady, który z każdym dniem zyskuje nowo rzesze fanów. Cały czas czeka. „Na ten podbój, na ten rodzaj upodlenia i przyjemności wynikającej z faktu zdominowania.”
Nic dziwnego, że zupełnie traci głowę dla nieziemsko przystojnego guru, który trafia do jej gabinetu. Nie, nie pojawił się w nim w ramach terapii… Przynajmniej nie swojej. Jak zawsze, Edward ma w tym cel. A rozgrzeszenie w jego wydaniu brzmi… intrygująco.
„Odpuszczone są ci twoje grzechy, siostro – oświadczyłem, wyciągając mokre palce z jej pulsującej namiętnością cipki.”
Tak… Rebeka przepadła. Rozsądna kobieta, która odczytała narcyzm i psychozę Edwarda, wpadła w jego sidła, wpatrzona w niego jak w obrazek nie dostrzega zagrożenia, od którego jest o krok.
Mamy też Rozalie, starszą siostrę Rebeki, która przybliża historię tych dziewczyn. Obie przeżyły traumę u boku ojczyma, jednak każda z nich radzi sobie z tym na swój sposób. Rebeka poddaje się namiętności, Roz natomiast boi się bliskości mężczyzny. Przynajmniej do czasu, aż w jej życiu ponownie pojawia się Jason…
Jak ja go polubiłam! Chociaż było jego niewiele w całej książce i nie było narracji z jego perspektywy, to go uwielbiam. I tutaj słowo do autorki: strona 199, drugi akapit od dołu. Moje serce stanęło! Chciałam rzucić książką! Dobrze, że tego nie zrobiłam.
(Proszę nie oszukiwać i nie szukać tego fragmentu!)
Książkę przeczytałam jednym tchem. Z początku byłam rozbawiona postacią Edwarda, jego krnąbrnością i narcyzmem, tymi wzniosłymi słowami i tym, w jak perfidny sposób wykorzystuje technologię, a udaje wszechwiedzącego. Z czasem zobaczyłam, jak niebezpieczną jest on osobą. Współczułam Rozalie i kibicowałam jej, by otworzyła się na Jasona i pozwoliła mu na swoją miłość. Rozumiałam i byłam jednocześnie wściekła na Rebekę, która tłumiła w sobie sekret o nimfomanii, nawet przed siostrą. A cała książka… Nawet nie wiem, jak to wszystko określić. Skończyłam ją kilka dni temu i myślałam cały czas o recenzji, ale nie wiem, jak powinnam ją zakończyć.
Sekta jest przepełniona nienawiścią, przemocą i seksem. Nie namiętnością, seksem. Upodleniem, wyzyskiwaniem i śmiercią.
Czytając ją, miałam wrażenie, że mam bezpośredni dostęp do głowy Edwarda. On nie udawał, on wierzył w swoją boskość (już nie wspomnę o wychwalaniu własnego przyrodzenia…) i chyba ta wiara była siłą napędową do psychozy, w którą popadł.
I wiecie co? Przeraża mnie, że takie rzeczy naprawdę się dzieją, a ludzie niczym ćmy do ognia lecą za zbawieniem i wplątują się w pajęczą sieć niebezpieczeństwa. Czy im to pomaga? Nie oceniam, nie od tego jestem, ale jestem w stanie uwierzyć, że na czele sekt stają osoby, których wzniosłość, blask i pewność siebie przyciągają zbłąkane na tym ziemskim padole dusze.
I na koniec… Do Edwarda powinna pasować bardziej biała koszula, prawda? W końcu to syn samego Boga. No cóż, będę niczym Edward cytujący Biblię i również dodam na wyjaśnienie fragment… Sekty.
„(…) Za kasę zrobią wszystko, nawet oddadzą duszę…
– Diabłu – dokończył Noah.
– Bogu – poprawiłem go (…)”
Diabeł w ludzkiej skórze, przyozdobiony rytualnymi szatami… To nie może się dobrze skończyć, jak myślicie?