Osobiście od zawsze unikałam książek obyczajowych, chociaż przyznaję, że dzięki współpracom recenzenckim powoli otwieram się na ten rodzaj historii. Bardzo dużym wyzwaniem są również dla mnie zbyt długie opisy (nie bez powodu nie przeczytałam do tej pory Władcy Pierścieni, chociaż historię tę ubóstwiam! I nadal jestem w team Aragorn). Wielokrotnie wspominałam w swoich recenzjach, że lubię, gdy w książce dzieje się wiele, a emocje wręcz wypływają wraz z każdą kolejną przewracaną stroną.
A Wy co o tym sądzicie? Podzielcie się ze mną przemyśleniami, i oczywiście zapraszam Was do lektury recenzji książki pt. „Kryzys” autorstwa Radosława Dąbrowskiego, która… była dla mnie nie lada wyzwaniem.
Książka ta trafiła do mnie przez zupełny przypadek, ponieważ bardzo zaciekawiła mnie recenzja jednej z bookstagrammerek, której to post ochoczo skomentowałam. Nie powiem, ucieszyłam się, gdy autor zwrócił się do mnie z prośbą o recenzję książki. Opinia, którą przeczytałam i opis (wstawię go w oddzielnym komentarzu) zaintrygowały mnie na tyle mocno, że bez wahania zgodziłam się na współpracę.
I tutaj przepraszam Autora i dziękuję mu za cierpliwość, ponieważ moje sprawy zawodowe i prywatne były trochę drogą cierniową tej książki.
Dlaczego użyłam takiego wyrażenia?
Ponieważ w „Kryzysie” poznajemy historię Andrzeja, który po wielu latach spokojnej pracy na uniwersytecie dostaje wiadomość o śmierci ojca. Mężczyzna postanawia wrócić na kilka dni do rodzinnej miejscowości, którą opuścił trzydzieści lat wcześniej. I chociaż nie miał kontaktu z ojcem, to i tak postanowił pożegnać go z należytym mu szacunkiem.
Podczas wędrówki po mieście i własnej przeszłości, Andrzej spotyka dawnych znajomych oraz postacie, które są dla niego całkiem obce, ale jego umiłowanie do filozoficznych dywagacji powoduje, że z entuzjazmem podejmuje z napotkanymi osobami dyskusje dotyczące religii i życia. Osobiście miałam wrażenie, jakbym czytała przemyślenia alter ego Autora, chociaż Pana Radosława nie miałam okazji prywatnie poznać. Niemniej pozwoliłam sobie zasugerować się biogramem umieszczonym na okładce, którego słowa mogą wiele wyjaśnić dla zrozumienia tej historii. A może po prostu zbyt wiele sobie dopowiedziałam?
Próbowałam odnaleźć tytułowy kryzys w zachowaniu i postrzeganiu świata naszego bohatera. Czy to faktycznie był kryzys wiary? W końcu podczas prowadzonych rozmów Andrzej stał w obronie wiary, której temat poruszany był wielokrotnie. Może w związku z postrzeganiem świata? W końcu sztuka jest elastyczna, może Andrzej nie potrafił sprostać rozwojowi otaczającego go świata? A jeśli to chroniczna samotność przyczyniła się do rozpoczęcia jego podróży ku zrozumieniu samego siebie?
A może… Może słowa, które zapisywał, nie były tak naprawdę skierowane do jego zmarłego ojca, a do Boga, w którego obecność faktycznie zwątpił? Czyli jednak chodziło o wiarę?
Myślę, że każdy, kto przeczyta tę książkę, zinterpretuje dylematy Andrzeja na swój wyjątkowy sposób. Niewątpliwie jest to pozycja, która pozwala nam spojrzeć inaczej na kwestię wiary i sztuki.
I teraz… dlaczego ta historia była dla mnie wyzwaniem?
O wierze nie rozmawiam ani nie czytam. Sztuki nie rozumiem (wiem, brzmi dziwnie), ale muszę utożsamić się z jednym cytatem z Kryzysu:
„Wie pan, nocą człowiekowi łatwiej przychodzi myśleć o tym, co wszyscy w sztuce kochamy najbardziej: o seksie, o śmierci, o burzy z piorunami…”
Po tych słowach zaczęłam zastanawiać się, czy aby to, co tworzę historie, nie jest też swego rodzaju sztuką?
Książka przeraziła mnie również ze względu mnogość i długość opisów, w których chociaż zamieszczona była akcja (nie w takim znaczeniu, jaki ja lubię), to ich wielkość sprawiała mi ogromny problem. Wyczekiwanych przeze mnie dialogów było niewiele, ale wniosły bardzo dużo do tej historii. Jeśli chodzi o emocje, nie odczułam ich. Przemyślenia i prowadzone dyskusje były interesujące i, jak już pisałam, można z nich wyciągnąć bardzo ważne nauki i inaczej spojrzeć na świat, jednakże to nie było to, czego się spodziewałam. Muszę również wspomnieć, że zaintrygowała mnie ostatnia scena, która z jednej strony jest otwartym zakończeniem książki, ale z drugiej (moim zdaniem) jednoznacznie wskazuje, co stało się z głównym bohaterem.
Czy żałuję, że sięgnęłam po tę książkę? Absolutnie nie. Poznałam wspaniałe pióro pana Radosława, dzięki któremu wybrałam się w wędrówkę po umyśle Autora i z chęcią porozmawiałabym z Nim na niektóre tematy osobiście. Jednakże przekonałam się, że ten rodzaj historii nie jest dla mnie, co absolutnie nie umniejsza dla wyjątkowości tej pozycji.
Sądzę, że wiele osób odnajdzie siebie w „Kryzysie”. A może książka ta pozwoli Wam na zrozumienie, że każdy z nas ma prawo do chwil zwątpienia i słabości? Zachęcam do lektury, byście przekonali się, co takiego kryją w sobie karty tej historii.