Twórczość Mii Sheridan miałam już przyjemność poznać kilka lat temu, kiedy dałam się porwać jej powieści Bez słów. Zakochałam się w jej piórze, więc nic dziwnego, że gdy otrzymałam możliwość poznania najnowszego wznowienia kolejnej z jej książek — nie potrafiłam odmówić. Czy More than words. Dźwięki miłości to pozycja, która przypadła mi do gustu? O tym w poniższej recenzji.
Jessie spotkała niewiele od siebie starszego Callena przypadkowo. Już wtedy jednak wiedziała, że on jest jej księciem, którego ma uratować. Po kilku spędzonych wspólnie miesiącach chłopak znika bez słowa. Po latach spotykają się ponownie – w samej Francji. On jest słynnym kompozytorem, ona specjalizuje się w tłumaczeniach z języka starofrancuskiego. Jessie ponownie ma wrażenie, że musi uratować swojego księcia, ale czy on da się uratować, skoro obecny stan rzeczy zdaje się mu nie przeszkadzać?
Kiedy dopiero zaczynałam lekturę tej książki, nie myślałam za bardzo o tym, co będzie, jeśli okaże się, że ta historia mnie złamie. Nie zastanawiałam się nad tym nawet przez chwilę. Jednak szybko okazało się, że to właśnie tego typu powieść — nie dość, że wciągająca to jeszcze łamiąca serce. Nie wstydzę się przyznać, że odrobinę się spłakałam...
Główna bohaterka zyskała moją sympatię już na samym wstępie. Jessie to odważna, wygadana i niezwykle inteligentna dziewczyna, która wie, czego chce. Zdarzały jej się chwile zwątpienia, czy też przestoju, ale ogólnie rzecz biorąc, uważam ją za postać dobrze wykreowaną i po prostu wzbudzającą zainteresowanie i sympatię u czytelnika. Kogoś takiego jak ona chciałabym mieć w swoim życiu.
Callen z kolei wzbudził we mnie morze współczucia. Nie powiem, żeby stał się moim ulubionym bohaterem, ale zdecydowanie było w nim coś takiego, co sprawiało, że chciałam poznać go bliżej. Nie zabrakło i momentów, gdzie dość mocno mnie irytował swoim zachowaniem i naprawdę nie chcę go usprawiedliwiać przeszłością, jednak gdzieś tam jestem w stanie zrozumieć, dlaczego podejmował takie, a nie inne decyzje i dlaczego traktował samego siebie tak, a nie inaczej. Mimo wszystko uważam tę postać za równie dobrze wykreowaną, co Jessie.
Fabuła powieści krąży głównie dookoła kariery Callena oraz powodów, dla których znalazł się właśnie w tym miejscu, nie innym. Oczywiście autorka wspomina o innych wątkach czy też równie mocno skupia się na życiu Jessie i jej karierze, jednak podczas lektury odniosłam wrażenie, że to Callen odgrywa tutaj pierwsze skrzypce. Relacja pomiędzy tymi bohaterami została przedstawiona dobrze i naprawdę przyjemnie czytało się o tym, co pomiędzy nimi się gdzieś tam pomalutku rodziło. Moim zarzutem w tej kwestii może być to, że chwilami bywało tutaj za cukierkowo i mało realistycznie, jednak biorę pod uwagę fakt, że jest to fikcja literacka.
Mia Sheridan ma dobre pióro i udowodniła mi to po raz kolejny dzięki tej powieści. Nie będę ukrywać, że odrobinę się rozpłynęłam na samym końcu ze wzruszenia, a moje serce się wypełnione miłością do tej historii. Oczywiście, wiadome jest, że to, o czym przeczytałam, raczej nie zdarza się w prawdziwym życiu, ale absolutnie nikt mi nie zabroni o tym czytać i po cichu marzyć.
Jeżeli poszukujecie wzruszającej, wciągającej opowieści o tym, jak to ona musiała zebrać siły, by uratować jego – to koniecznie poznajcie tę historię. Ona jest tego warta.