„Wilcze ziele, lub inaczej tojad to bylina należąca do rodziny jaskrowatych, która przekracza zazwyczaj metr wysokości. Jej cechą charakterystyczną jest zwarta, nierozgałęziona forma. Roślina ma duże, zwykle ząbkowane liście przypominające swoim kształtem ludzką dłoń. Zwyczajowo bywa nazywany mordownikiem z racji trujących własności.”
Czytając charakterystykę tej rośliny można dostać ciar na plecach, dlatego z dużym zaciekawieniem sięgnęłam po debiut Pani Agnieszki Fortuny noszącym właśnie jakże przyprawiającym o dreszcze tytuł „Wilcze ziele”.
Milena Karska, Pani detektyw, która ukończyła historię sztuki ma przyjaciela „od serca” Filipa, który jest pracownikiem naukowym Wydziału łódzkiej polonistyki. Jak ze wstępu możemy się domyślić nie pierwszy już raz będzie jej towarzyszył w trakcie prowadzenia sprawy zleconej przez policję. A obecna jest dosyć ciekawa, gdyż dotyczy dziwnego zgonu wikarego z małej wioski Saszyn. Jak się dowiedzieli z akt ksiądz Paweł dziwnie się zachowywał tuż przed śmiercią i prosił aby nie udzielać mu pomocy. Przed zgonem krew trysnęła mu z oczu a przez cały czas zachowywał się jakby się czegoś obawiał. Zachowanie chyba miało jakieś uzasadnienie skoro ukrywał się przed ludźmi w pobliskich bunkrach. Bał się, ale kogo lub czego? Czy proboszcz może udzielić Milenie jakiś wskazówek? A może wszędobylska starsza gospodyni księdza – Stanisława Gabichowa? A może bezdomny, którego odkryli w owym bunkrze a przy nim część dosyć starej figurki, która kiedyś miała swoje miejsce w pobliskim kościele?
Tropów mają sporo ale czy któreś doprowadzą Panią detektyw do rozwiązania sprawy?
Co mogę powiedzieć o książce? Jak na debiut jest naprawdę dobra, czego się nie spodziewałam. Postacie przedstawione są wyraziste i można się z nimi utożsamiać. Może nie ze wszystkimi ale z czterema na pewno. Dobroduszny proboszcz, gderliwa gospodyni księdza, która wszystkim matkuje. Filip to ten, który w trakcie pomocy Milenie działa bardziej rozumem niż w przeciwieństwie do niego główna bohaterka Milena – ona idzie „na żywioł” i działa raczej pod wpływem emocji, chociaż czasami z racji zawodu udaje jej się użyć rozumu. I nie potrafię tego wytłumaczyć dlaczego ale nie zapałałam do niej sympatią. Może przez to, że traktuje ludzi bardziej jak przedmioty, które są jak ich potrzebuje a jak nie to odstawia na boczny tor.
Sytuacje oraz dialogi nie wydają się być sztuczne. Zarówno dialogów jak i opisów jest w sam raz. Nie ma przerysowania w jedną czy drugą stronę. Rozdziały są krótkie, nawet trzy kartkowe dzięki czemu tekst „ucieka” czytelnikowi szybko niczym krajobraz za szybami Intercity i to powoduje, że książka z tych dwóch powodów praktycznie „sama się czyta”.
Z czystym sumieniem mogę polecić „Wilcze ziele” wszystkim fanom kryminałów z gatunku tych lżejszych. Intryga poprowadzona całkiem sprawnie co spowodowało, że nie wszystkie kropki połączyłam od razu w jedną całość a po ukończeniu powieści żałowałam, że to już koniec. Niemniej zakończenie może sugerować powstanie kolejnego tomu a jeśli się pjawi to na pewno po niego sięgnę.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl