Co mogę powiedzieć o książce? Jak na debiut jest naprawdę dobra, czego się nie spodziewałam. Postacie przedstawione są wyraziste i można się z nimi utożsamiać. Może nie ze wszystkimi ale z czterema na pewno. Dobroduszny proboszcz, gderliwa gospodyni księdza, która wszystkim matkuje. Filip to ten, który w trakcie pomocy Milenie działa bardziej rozumem niż w przeciwieństwie do niego główna bohaterka Milena – ona idzie „na żywioł” i działa raczej pod wpływem emocji, chociaż czasami z racji zawodu udaje jej się użyć rozumu. I nie potrafię tego wytłumaczyć dlaczego ale nie zapałałam do niej sympatią. Może przez to, że traktuje ludzi bardziej jak przedmioty, które są jak ich potrzebuje a jak nie to odstawia na boczny tor.
Sytuacje oraz dialogi nie wydają się być sztuczne. Zarówno dialogów jak i opisów jest w sam raz. Nie ma przerysowania w jedną czy drugą stronę. Rozdziały są krótkie, nawet trzy kartkowe dzięki czemu tekst „ucieka” czytelnikowi szybko niczym krajobraz za szybami Intercity i to powoduje, że książka z tych dwóch powodów praktycznie „sama się czyta”.
Z czystym sumieniem mogę polecić „Wilcze ziele” wszystkim fanom kryminałów z gatunku tych lżejszych. Intryga poprowadzona całkiem sprawnie co spowodowało, że nie wszystkie kropki połączyłam od razu w jedną całość a po ukończeniu powieści żałowałam, ze to już koniec. Niemniej zakończenie może sugerować powstanie kolejnego tomu.