„Chór zapomnianych głosów” to opowieść o ludziach, którzy utknęli w kosmosie kilkadziesiąt lat drogi od domu, bez żadnej pomocy, w obecności wielu trupów i ani jednego pewnego sprzymierzeńca. Jest to połączenie kryminału, horroru, fantasy, powieści sensacyjnej i oczywiście SF. Można powiedzieć, że jest to książka o wszystkim: ludziach, przyjaźni, miłości, zaufaniu, chęci poznawania tego co nowe, przetrwaniu. Nadaje się ona dla prawie każdego czytelnika: dla nastolatków i dorosłych, dla fanów SF i fanów kryminałów, dla osób lubiących naukę i dla tych lubiących tajemnice. Nie bez powodu zresztą lektura została tak doceniona przez czytelników i doczekała się kontynuacji.
Powieść wydana została w kilku wersjach, więc ciężko stwierdzić jednoznacznie co symbolizuje okładka. W wersji, którą ja miałam w rękach jest ona bezpośrednio związana z kosmosem, ponieważ przedstawia Słońce(według mnie, chociaż nie jestem znawcą ciał niebieskich). Na innym wydaniu widnieje najprawdopodobniej jeden z bohaterów w „kosmicznym stroju”. Można więc stwierdzić, że okładki są ściśle związane z treścią książki i nie mają żadnego głębszego przesłania.
Przejdźmy więc do tego co znajduje się „w środku”. Postacie zostały stworzone w sposób łatwy do wyobrażenia, każda z nich posiada indywidualne cechy i niepowtarzalną osobowość. Dzięki temu możemy poczuć, że w jakiś sposób je znamy i ciężko nam sobie wyobrazić, że któraś z nich mogłaby zabić pozostałe(chociaż kilkukrotnie wydawało się, że nie ma innej możliwości). Dodatkowym smaczkiem jest to, że bohaterowie zachowywali się bardzo realistycznie i pomimo niecodziennej sytuacji byli przede wszystkim bardzo ludzcy co w książkach nie jest wcale tak częstym zjawiskiem jak się wydaje, ponieważ niejednokrotnie spotykamy się w nich z nadmierną brawurą czy brakiem jakichkolwiek zahamowań. Tutaj czytamy o naturalnych odruchach takich jak strach, podejrzenia skierowane w kierunku drugiego człowieka w trudnej sytuacji, pragnienie miłości, chęć przeżycia i zostania zapamiętanym, a nawet chęć uratowania życia na planecie, która jest domem dla ludzi. Jestem pewna, że to właśnie byłoby to, co ja czułabym znajdując się na miejscu załogi.
W powieści pojawiają się oczywiście trudne w odbiorze momenty, niezrozumiałe dla mnie opisy sytuacji i typowo specjalistyczne słownictwo, ale nie wpłynęło to w żaden sposób na zrozumienie czy przeżycia związane z całą książką-nadal czytało się ją bardzo przyjemnie i sprawnie, nadal napięcie rosło z każdą stroną, nadal chciałam czytać dalej i dalej, żeby tylko dowiedzieć się jak skończyła się ta historia. Nie sposób pominąć tutaj nieco pobocznych aspektów takich jak: dreszczyk emocji, który towarzyszył mi momentami i sprawiał, że moja czujność wzrastała do maksimum a serce biło jak na widok pierwszej miłości albo chociażby wspaniała, ale bardzo trudna przyjaźń pomiędzy Hakonem i Alhassanem, którzy są całkowicie innymi ludźmi a udało im się stworzyć duet zgrany prawie tak jak najbardziej znana na świecie para detektywów. Podczas czytania naprawdę przeniosłam się do innego świata, w którym wszystko wydawało się tak nowe i zaskakujące, że po skończonej lekturze poczułam pewnego rodzaju pustkę, mimo że nigdy nie przepadałam za książkami określanymi jako SF.
Muszę przyznać, że „Chór zapomnianych głosów” to bardzo miła odskocznia od czytanych na co dzień thrillerów, która zresztą ma w sobie coś z kryminału. Bardzo podobała mi się na tle innych znanych mi powieści tego typu, ale też na tle książek czytanych przeze mnie w ostatnim czasie. Poleciłam ją już kilku osobom, polecam ją Wam wszystkim i z pewnością będę polecać dalej, bo naprawdę jest tego warta.