Dwa razy w życiu doświadczyłam prawdziwego uczucia strachu, niemal pierwotnego. To coś, tak paraliżującego, że pozbawia człowieka tożsamości. Gdyby ktoś mnie wtedy zapytał jak się nazywam, to zapewne bym nie wiedziała, nie zrozumiałabym nawet pytania. To uczucie, które powoduje, że kolana same się uginają, oddech boli, wszystko mrowi i pulsuje, mózg i ciało pozostają w konflikcie. Nogi chcą uciekać, reszta ciała się do tego rwie, a niezborne, tłoczące się myśli nie pozwalają ciału się ruszyć. Stoisz, chcesz krzyczeć. Krzyczysz, a dźwięk się nie wydobywa. Nie widzisz bo łzy na to nie pozwalają. Stajesz się więźniem własnego ciała, spętanym przez własne emocje i ich następstwa.
Po niezwykle udanej przygodzie z prozą Jozefa Kariki i jego "Szczeliną" sięgnęłam po "Strach". Może zaburzyłam kolejność, jednak w niczym mi to nie zaszkodziło, a wręcz przeciwnie. Chyba bardziej doceniam umiejętność zmiany stylu, w zależności od tego jak autor chce nam przedstawić swoją opowieść.
Głównym bohaterem "Strachu" jest Jożo Karsky ponad trzydziestoletni mężczyzna, mieszkający w Małych Tatrach. Jożo mieszka sam. Jest więźniem przeszłości, więźniem strachu. Jako dziecko coś przeżył, coś co sprawiło, że nigdy nie poszedł dalej, to coś co zabrało mu mentalną wolność.
W wyniku tego zdarzenia Jożo stracił siostrę - Alicę i jego rodzina po prostu przestała istnieć. Ojciec się zmienił, to zdarzenie go zmieniło - bił syna z poczucia bezradności i lęku, z którym sobie nie radził. Wszyscy żyli w oczekiwaniu na powrót dziewczynki.
Teraz Karsky mieszka sam, w rodzinnym domu. Pozostał mu tylko ojciec, który przebywa w domu spokojnej starości.
Słowację nawiedza fala mrozów, podobnych do tych z 1985 roku, kiedy zaginęła jego młodsza siostra i nie tylko ona. Obecnie wraz ze spadkiem temperatury, wzrasta fala tajemniczych zaginięć. I to COŚ wraca. Na początku nikt nie widzi związku ze zdarzeniami z przeszłości, albo inaczej - nikt nie chce ich widzieć.
Powoli, niespiesznie poznajemy mężczyznę i jego przeszłość, jednocześnie zniknięcia się nasilają.
Akcja przypomina trochę wspinający się i opadający wykres funkcji.
Styl Jozefa Kariki bardzo do mnie przemawia. On nie straszy tylko opisem tego, co możemy zobaczyć, usłyszeć. Karika szepcze do ucha to, co czujemy kiedy zalewa nas lęk.
Kogoś, kto nigdy nie odczuł tego, o czym wspomniałam na początku, ten bohater może irytować. On topi się we własnym strachu, zalewa nim, karmi go stale i na nowo. Przemyka ulicami jak cień, boi się podejść do okna.
Znam to uczucie, mimo że moje źródło lęku było namacalne, długo czułam się podobnie.
Autor wykorzystał w "Strachu" motyw zaginionych dzieci. Mamy niezwykle brutalną i tajemniczą siłę, wyrywane zęby, paznokcie i obdzieraną skórę. Powodujący rozrywający ból głowy dźwięk, pochłaniającą wszystko ciszę i przerażające postaci, plus strach przed tym, czego nie widać.
Karnawał dla fascynatów wszelkich niewytłumaczalnych zjawisk i oczywiście historię tragedii na Przełęczy Diatłowa. Karika wykorzystuje wszystkie dostępne środki wyrazu i chyba nie tylko literackie. Ja słyszałam ten chrzęszczący śnieg, to rozlewające się buczenie rozdzielni, czułam nawet ten metaliczny zapach. Zauważyliście, że podczas siarczystych mrozów dźwięk rozchodzi się inaczej? Autor zauważył.
Mam świadomość, że ta książka może nie być łatwa w odbiorze i na pewno nie będzie wybitną lekturą dla sceptyków, którzy liczą na akcję rodem z "Obcego" i prostą rozrywkę.
Od jakiegoś też czasu jestem przewrażliwiona na styl jakim posługują się autorzy. Nie umiem już przymykać oka na niezamierzoną prostotę przekazu i tutaj muszę zaznaczyć, że u Jozefa Kariki styl jest bardzo dobry.
Inny niż ten, z którym zapoznałam się w "Szczelinie", ale tam narracja wymagała uproszczenia, by w pełni oddać klimat.
W "Strachu" jest kompletnie inaczej, ale i tutaj upatruję też udziału dobrego tłumacza.
To prawdziwy traktat o strachu. O tym jak wystarczy nas porządnie przestraszyć i przestajemy być najwyższą formą życia na kuli ziemskiej. Kto bał się raz i nic z tym nie zrobił, bać się będzie zawsze, choćby nie wiem jak wysokie mury wokół siebie zbudował i ile kamer nie zainstalował.
Nie można zupełnie wyzbyć się tego uczucia, ale można nauczyć się z nim żyć. Jak bardzo się boimy, potrafimy wszystko sobie w racjonalny sposób wytłumaczyć i zaakceptować, byle tylko przez chwilę poczuć się lepiej.
Zakończenie... o którym czytałam, że zawodzi? Do mnie przemawia. Spowodowało, że się uśmiechnęłam pod nosem i zrozumiałam?
Panie Karika szczwany z pana lis - to znaczy autor!
"Wolna wola to iluzja, obca siła w żaden sposób mną nie zawładnęła ani mnie nie zaczarowała - zerwała jedynie pozłotko możliwości wyboru, bowiem nic takiego w życiu człowieka nie istnieje".