Może orzeł może, ale że może, to nie znaczy, że powinien – bo jak pokazuje przykład sąsiada, czasem zbyt intensywne wpatrywanie się w orła może sprawić, że nie będzie można z niego zdjąć wzroki by zauważyć, że robi się coś przerażającego. To ja już wolę czuć skrajne zażenowanie przy zerkaniu na jego czekoladową wersję.
To że wolę, nie znaczy, że chcę. „Turbopatriotyzm” to esejowa próba pochylenia się nad współczesnym polskim patriotyzmem, spojrzenia zarówno na tę łagodną (choć potrafiącą być okrutną wobec słabszych) stronę i na tę twardą (choć nieraz okazującą słabość). Książka siłą rzeczy zostawia niedosyt, bo poruszane przez nią tematy zasługują na osobne, obszerne publikacje: interpretacja popkultury, muzealne narracje, zawłaszczanie pojęć, rozproszone inicjatywy na stulecie niepodległości, komercyjność patriotycznych symboli, (nie)amatorskie rekonstrukcje, uwodzicielska siła bezpiecznej, bohaterskiej przeszłości. Autor zresztą nęci obietnicą powrotu do tych wątków w przyszłości. No dobra, rozważa taką możliwość, ale ja biorę go za słowo.
Napiórkowskiego znam ze strony Mitologia Współczesna, więc sięgając po książkę było we mnie jakie-takie wyobrażenie, czego się można spodziewać: spokojnego, podszytego szczerą ciekawością tekstu, w którym nie brakuje błysków humoru. Podobnie jak autor jestem po stronie soft, a bliższe mojemu sercu jest kasowanie biletów i segregowanie śmieci niż wypełnianie garderoby koszulkami z powstańczymi kotwicami. I cieszę się, że ktoś z tego środowiska surowo popatrzył na to, co wyprawiamy (słusznie dostaje się chociażby klasizmowi elitom) i wyraził podziw dla tego, co potrafi zrobić strona przeciwna. Nie jest to jednak samobiczowanie się i składanie hołdów, tylko próba zrozumienia tego, co poszło nie tak. Napiórkowski to uważny badacz, który idzie dalej tam, gdzie pewnie wiele osób się zatrzyma i skwituje całą sprawę śmiechem – jak chociażby przy analizie aquaparkowo-żydowskich teorii spiskowych. Łatwo jest nazwać wszystkich maszerujących w marszu niepodległości agresywnymi naziolami, a przemówienie każdego polityka z przeciwnej stroni sprowadzić do steku bzdur łapiących tylko idiotów – ale przecież nie o to chodzi i niedaleko to prowadzi.
Miało być radośnie, europejsko, czysto i słodko – gdzie się pogubiliśmy w czasie transformacji? Gdzie w dążeniu do świetlanej przyszłości zgubiono pół narodu? A może tak naprawdę nie takiej Polski chcemy? W dobie odradzającego się nacjonalizmu za ścianą w bloku i za granicą musimy podjąć się szczególnego wysiłku dla zrozumienia istoty patriotyzmu.
[Recenzja została po raz pierwszy (09.09.2019) opublikowana na LubimyCzytać pod pseudonimem Kazik.]