Bardzo dawno już nie zawiodłam się tak na jakieś serii. Poprzednie dwa tomy może nie wciągnęły mnie tak, że nie mogłam się od nich oderwać, ale podobały mi się. Liczyłam, że trzecia część utrzyma poziom. Pierścień ognia zakończył się w taki sposób, że nie mogłam się doczekać kontynuacji. Nie rozumiałam, dlaczego autorka w taki sposób rozwiązała tam wątek, czułam, że coś jest mocno nie w porządku. Dlatego bardzo ucieszyłam się, gdy wreszcie przyszło do premiery Korony Popiołów. Jednak nie tego się spodziewałam…
Taris została wampirem. To sporo utrudnia, ponieważ dziewczyna musi nauczyć się panować nad swoim pragnieniem. Co więcej – Set okazał się zdrajcą, w dodatku posiada jeden z artefaktów. Rozpoczyna się wyścig o koronę popiołów. Taris podejrzewa, że Set coś wie na ten temat, dlatego udaje się do niego, by wyciągnąć informacje. Wydaje się to bardzo ciekawe i oczywiście byłoby takie, gdyby akcja nie ciągnęła się jak flaki z olejem. Bohaterowie głównie gadają i niewiele z tego wynika. Taris, która wcześniej była silną babką, teraz użala się nad swoim losem. Odpycha od siebie bliskich, bojąc się, że ich skrzywdzi, co nawet mogłoby być logiczne, gdyby nie fakt, że nieśmiertelni jej to skutecznie uniemożliwili. Bardzo męczyłam się podczas czytania. Gdyby podczas ich rozmów czytelnik mógł również odkrywać zagadkę i zastanawiać się, gdzie ta korona może być ukryta, na pewno byłoby to o wiele ciekawsze. Niestety wszystko jest tak skonstruowane, informacje podawane są w taki sposób, że przez większość czasu nawet nie mamy pojęcia, o czym oni tak właściwie mówią. Autorka na pewno wykonała kawał roboty, aby to wszystko tak zgrać, aby miało ręce i nogi. Niestety choć historia wydaje się dzięki temu bardziej poskładana, czytelnikom odbiera rozrywkę. Przebrnęłam przez rozważania bohaterów, ale raz że niewiele z nich wyciągnęłam, a dwa – strasznie się przy nich wynudziłam.
Relacja Taris z Azraelem, jak w poprzednich częściach mocno mnie fascynowała, tak w tym tomie zwyczajnie mnie odpychała. Taris jako wampir była bardzo zimna, przez co dotyk Azraela sprawiał jej ból. Kobieta próbowała go od siebie odpychać, bojąc się, że go skrzywdzi, anioł odepchnąć się nie dawał. Niestety ale tutaj też wszystko potoczyło się bardzo źle. Azrael kombinował, jakby tutaj przespać się z Taris, nie sprawiając jej przy tym ból. Kiedy już problem zniknął… No cóż, nie robili właściwie nic innego. Czy już naprawdę nie można napisać fajnej romantycznej relacji, w której bohaterowie nie będą spędzać 90% czasu kopulując? Zakończenie to już w ogóle powaliło mnie na podłogę. I to w tym złym znaczeniu. Kiedy w końcu pomiędzy tą dwójką zaczęło się robić ciekawie i wreszcie miałam poczucie, że tutaj możne być całkiem fajnie to… Autorka zakończyła to szybciej niż zaczęła. W dodatku zrobiła to w tak tandetny sposób, że jedyne, co czułam, to zażenowanie. Właściwie to mogłoby tego ostatniego wątku w ogóle nie być, bo choć na moment mnie zaciekawił, tak później było już tylko coraz gorzej.
Również relacja Kimmy i Horusa, choć bardzo długo mi się podobała, zaczęła mnie na koniec męczyć. Autorka dorzuciła do tej relacji jedną postać i znowu – początkowo wydawało mi się to bardzo fajnym rozwiązaniem, intrygującym i zaskakującym. Problem tylko był taki, że ponownie rozegrała to w bardzo tandetny sposób, a ta nowa postać, która w pierwszej chwili wydawała się przeurocza, szybko stała się irytująca. Jedynie Set jest postacią, która od samego początku do samego końca trzymała poziom. Miał swoje wzloty i upadki, ale kibicowałam mu praktycznie przez cały czas.
Zakończenie przyniosło pewien wątek, który najprawdopodobniej jest zapowiedzią kolejnej serii. Przynajmniej ja tak to odebrałam i byłabym mocno zdziwiona, gdyby faktycznie tak nie było. Temat wydaje się ciekawy, także mimo że Korona Popiołów nie wyszła autorce i tak czekam na następną powieść. Tutaj niestety miałam poczucie, że pomysł się troszeczkę wypalił i Marah Woolf zabrakło weny, aby pociągnąć to na takim samym poziomie jak poprzednie części. Niektóre dialogi były drętwe, wątki toczyły się w żenujący sposób, niektóre sceny były wręcz absurdalne. Zawiodłam się, ale jeżeli ktoś czytał poprzednie dwa tomy i mu się spodobały, to warto, żeby zakończył serię w całości. Korona Popiołów choć dużo słabsza, jednak doprowadza historię do końca, więc warto ją poznać.