Drugi tom serii Starcie królestw rozgrywa się w tym samym czasie, w którym toczyły się wydarzenia z pierwszego tomu. Tym razem jednak dowiadujemy się, jak wyglądała wojna z punktu widzenia Północy, a dokładniej z punktu widzenia księżniczki Alyssy ana’Raisy. Swoją drogą podoba mi się pomysł, na tworzenie imion postaci. Wiecie, jak ma na imię mama Alyssy? Raisa. Łatwo więc domyślić się, co oznacza pełne imię księżniczki. Z chłopcami jest troszeczkę inaczej, tam podaje się imię ojca. Wracając jednak do samej powieści – po przeczytaniu pierwszego tomu, który pokochałam, byłam bardzo ciekawa kontynuacji. I tutaj niestety muszę przyznać, że choć powieść jest wspaniała, to jednak troszeczkę jej brakowało do poprzedniczki.
Wiedząc, jak skończą się potyczki, o których mogliśmy przeczytać, dostarczały nam one mniej emocji. Nie trzeba było drżeć o zakończenie wojny, jeżeli wiedzieliśmy, jak ona się zakończy. A każdy, kto przeczytał pierwszy tom, tę wiedzę już posiadał. Oczywiście, zażegnanie jednego niebezpieczeństwa, wcale nie rozwiązywało wszystkich problemów, ale te inne zagrożenia, dopiero miały nadejść. Większość część przeczytałam więc bez większych emocji. Historia była bardzo ciekawa i z przyjemnością przewracałam kolejne strony, ale jednak troszeczkę brakowało. Cały czas oczywiście porównuję z pierwszym tomem, który był rewelacyjny. Był moment, w którym nawet zaczęłam się nudzić, ale na szczęście nie był długi. Końcówka rozpoczęła natomiast kolejne znaczące zagrożenie i poprowadziła akcję w taki sposób, że nie mogę doczekać się, aż w moje ręce wpadnie kolejny tom!
Do moich ulubieńców zdecydowanie dołączył Ognik. Tego bohatera poznajmy pod koniec pierwszej części. Ognik jest na swój sposób głupiutki, ale to sprawia, że jest jeszcze bardziej uroczy. Świat, w którym przyszło mu żyć, jest dla niego w wielu miejscach niezrozumiały. Życie jest proste – trzeba jeść, spać i przede wszystkim pozostać przy życiu. Jego priorytety więc też są jasne – jedzenie, bezpieczeństwo. Nie wszystko rozumie, dlatego też jako zagrożenie traktuje to, co mu się źle kojarzy. Dla Jenny jednak jest w stanie zrobić absolutnie wszystko. Nawet przezwycięża własny strach. Dla mnie jest absolutnie TOP bohaterem. Jedyny minus, jaki znalazłam to… jest go zdecydowanie za mało! Pojawia się w kilku scenach, a chciałabym go dużo, dużo więcej.
Nasza główna bohaterka Alyssa… Co do niej mam mieszane uczucia. Jest to silna postać kobieca, która nie da sobie w kaszę dmuchać. No chyba, że będzie musiała gdzieś popłynąć statkiem. Wojowniczka panicznie boi się pływania. Także na całe szczęście nie jest to postać najlepsza z najlepszych, której zawsze wszystko wychodzi, drżyjcie wrogie przed jej obliczem. Jest kobietą, która miała trudne życie, ale się nie poddaje i z pasją walczy o wolność dla swojego kraju. Bardzo ją za to szanuję, ale momentami mogłaby by być trochę bardziej kobieca. Jednak lubię jak kobiety pozostają kobietami i wcale nie muszą zachowywać się grubiańsko, by udowodnić swoją wartość i siłę.
Całość oceniam bardzo pozytywnie. Były pewne wady, ale nie były one tak znaczące, żeby książka na tym ucierpiała. Uwielbiam świat stworzony przez autorkę, prawa, które nim rządzą i całe sieci intryg i politycznych zmagań. Widać, że tutaj wszystko jest przemyślane, nic nie dzieje się przypadkowo. Miałam pewne oczekiwania względem ten powieści, które się nie spełniły, ale no cóż, pozostaje mi czekać do kolejnego tomu i liczyć, że tam już się wszystko uda.