Co łączy cywilizację opartą wyłącznie na konsumpcjonizmie, przygody notariusza na Pacyfiku, koszmarną historię pewnego londyńskiego wydawcy, opowieść kompozytora, dziennikarskie śledztwo i gawędę mieszkańca Hawajów?
„Atlas Chmur” to zbiór sześciu obszernych opowiadań, pozornie całkowicie autonomicznych, różniących się wszystkimi możliwymi elementami literackimi: miejscem i czasem akcji, osobą bohatera, językiem i stylem narracji, formą literacką. Mamy tu XIX-wieczny pamiętnik, zbiór listów z lat 30. ubiegłego wieku, historię sensacyjną z lat 70., współczesną opowieść łotrzykowską, wywiad ze skazaną „przestępczynią”, opisującą swoje życie w korpokratycznej antyutopii (stosunkowo bliska przyszłość) i gawędę plemienną (dalsza przyszłość). I mimo, że między kolejnymi opowiadaniami nie istnieje żadne proste czy liniowe połączenie (kolejni bohaterowie nie są spokrewnieni, nawet nie mieszkają w tym samym mieście) to wszystkie historie mają jeden wspólny temat. Ale autor na tym nie poprzestaje – umieszcza w przedstawianych opowieściach drobne rekwizyty, które uważnemu czytelnikowi zapewniają dodatkowe poczucie ciągłości.
Kompozycja książki jest nietypowa – ustawione chronologicznie opowiadania urwane są w punkcie kulminacyjnym i rozpoczyna się następna opowieść. Lektura przypomina otwieranie rosyjskich matrioszek – przy czym szóste opowiadanie z akcją osadzoną w najdalszej, choć nieokreślonej, przyszłości, jest tą najbardziej wewnętrzną laleczką (jako jedyne jest zamieszczone w całości) – po czym następuje kolejne zamykanie figurek – dokończenia poszczególnych historii zamieszczone są w „lustrzanym” porządku. Jednak wcale nie utrudnia to lektury – wbrew pozorom ten zabieg tylko zaostrza ciekawość. Szczególnie, że autor potrafi zaskakiwać i nie waha się złamać podświadomie oczekiwanego przez czytelnika schematu fabularnego.
Każde z opowiadań napisane jest innym językiem – gdy zachodzi taka konieczność, autor nie stroni od stylizacji. Podoba mi się takie zróżnicowanie – dzięki temu postaci zyskują w moich oczach dodatkową wiarygodność – mówią językiem czasów, w których żyją. Podczas lektury uderza dbałość o szczegóły – autor nie wdaje się w długaśne opisy i rozbudowane dywagacje, po prostu wywołuje wielowarstwowe skojarzenia dzięki drobiazgom, krótkim i celnym uwagom, pozornie mimowolnym wzmiankom. Zresztą tak samo przekazuje charakterystyki postaci – w jednym z opowiadań bardzo epizodycznie pojawia się Spiro Agnew – niesławny wiceprezydent USA, łapownik i oszust podatkowy – i już czytelnik wyrabia sobie opinię na temat towarzyszących mu osób.
Przyznaję, że ilość skojarzeń z innymi lekturami, jakie wywołał u mnie „Atlas chmur”, pozytywnie mnie zaskoczyła. Jedna książka, tylko sześć opowiadań, a tak wiele powiązań z innymi autorami, igrania z konwencjami, zabawy z czytelnikiem, przymrużania oka. Lojalnie uprzedzam, że tej książki nie da się jedynie przekartkować, przeczytać tylko tam, gdzie „rzadko pisane”. David Mitchell jest wymagającym autorem, przy lekturze jego książek* nie ma co liczyć na komentarz litościwego narratora czy obszerne wyjaśnienia wkładane w usta jednego z bohaterów – nic z tych rzeczy. To czytelnik decyduje, które z pozornie ukrytych treści odszyfruje i czego się domyśli. Lektura przypomina wędrówkę od jednej zagadki do kolejnej, a najpiękniejsze w tej podróży jest to, że nie otrzymuje się żadnego potwierdzenia, że rozwiązało się poprawnie wszystkie. Ba, znacznie łatwiej o wrażenie, że nawet nie rozpoznało się wielu. I dlatego wiem, że do tej książki z przyjemnością wrócę – z pewnością odkryję coś nowego.
* Widmopis (Ghostwritten, 1999), wyd. polskie WL Kraków 2003
Sen_numer_9 (number9dream, 2001), wyd. polskie: WL Kraków 2002
Atlas Chmur (Cloud Atlas, 2004), wyd. polskie: Bellona, Warszawa 2006
Konstelacje (Black Swan Green, 2006), wyd. Polskie: WL, Kraków 2007
Recenzja ukazała się 2008-11-05 na portalu katedra.nast.pl