Witam. Pierwsza sierpniowa notka. Na początku myślałam, żeby zrecenzować książkę prof Bartoszewskiego( z wiadomych powodów, rocznica powstania warszawskiego), ale zaszłam nieco dalej niż okładka, dlatego dzisiaj napiszę kilka słów o zupełnie innym rodzaju literatury...
Atlas chmur - David Mitchell
Jak można skrzywdzić książkę taką okładką?!
Atlas Chmur, to książka, przy której znowu złamałam swoją zasadę: najpierw lektura, potem ekranizacja. Film okazał się całkiem przyzwoity. Ciekawy pomysł na ekranizację trudnej książki. Może nie pod względem merytorycznym, ale pod względem czasowym. Dla autora nie istnieje coś takiego jak czas, co więcej Mitchell bawi się czymś takim jak czas. Akcja składa się z szczęściu opowiadań, dopracowanych w każdym detalu (uwaga, książka ma niewiele ponad pięćset stron). Pierwsze opowiadanie, to czasy dziewiętnastowieczne, podróż statkiem, ratowanie czarnoskórego niewolnika oraz nieco melodramatyczne cierpienie, to co gotuje nam pierwsza część książki. Potem, szybko przenosimy się do czasów dwudziestolecia międzywojennego (uwielbiam ten okres w literaturze, historii, chyba we wszystkim). Bankrut i kompozytor muzyczny w jednym, próbuje spłacić swoje długi, wyjeżdża na wieś, pracuje u jeszcze wybitniejszego i o pięć dekad starszego kompozytora. Piękny język, zarówno w pierwszym jak i w drugim opowiadaniu, na prawdę uczta literacka dla każdego mola książkowego. Dwa kolejne opowiadania to czasy współczesne. W trzecim, bardzo ambitna dziennikarka, która chce udowodnić że jest godna bycia córką weterana wojny z Korei, wpada na trop międzynarodowego spisku. Fabuła, troszkę Grishama, trochę Ludluma. Język o niebo gorszy. W czwartym opowiadaniu mamy do czynienia z komedią, w iście groteskowym języku, opisano również długi... Tym razem wydawcy, który pożycza pieniądze od wszystkich, w tym od mafii, aż w końcu ląduje w... domu starców. Śmiałam się w głos, akurat taka terapia śmiechem jest genialna. Ostatnie opowiadania dotyczą przeszłości. Piąte w kolejności, było chyba najlepsze. Co ja pisze, było iście genialne... Świat dwieście lat później, zautomatyzowany i zniewolony w iście Orwellowski sposób. Nie da się go tak po prostu opisać, trzeba przeczytać, przetrawić i można zrozumieć każdy system totalitarny, bez względu na to w jakim wieku żyjemy. Taki świat zmierza do upadku... więc już wiadomo o czym jest ostatnie opowiadanie.
http://s.lubimyczytac.pl/upload/books/155000/155295/352x500.jpgZa to ta okładka bardzo mi się podoba
Ze swojej strony powiem, że warto ją przeczytać. Czyta się ją powoli. Na początku czytasz powoli by zrozumieć o co w niej chodzi, a potem czytasz jeszcze wolniej by delektować się lekturą i przedłużyć spotkanie z każdym bohaterem, czy być dłużej w jakimś książkowym miejscu. Tak jak pisałam wcześniej obejrzałam film, który zachęcił mnie do przeczytania lektury. Gdy szłam do kina nawet nie wiedziałam, że jest to ekranizacja książki... Ona sama została wydana bodajże w 2006r. ale pewna nie jestem. Za to jestem pewna że każdego dnia omija nas tyle wspaniałych książek. Nie wyobrażam sobie jakbym mogła ominąć Atlas Chmur. W ogóle jestem ciekawa, ile lektur już tak ominęłam, a co gorsza ile jeszcze ominę...