Na ten zbiór opowiadań kompletnie nieznanego mi prozaika natknąłem się w księgarni; na tyle mnie zaintrygował, że niezwłocznie nabyłem ebooka. Dowiedziałem się z Internetu, że autor jest współczesnym pisarzem meksykańskim, opublikował kilka książek, ta jest jego pierwszą po polsku.
Po lekturze muszę powiedzieć, że jestem pod wrażeniem, w tych krótkich opowiadaniach zawarte jest całe morze treści. Inni pisarze potrzebują na to całej książki, panu Parra (jak to się odmienia?!) wystarcza kilkanaście stron, to prawdziwy mistrz krótkiej formy. Wszystkie opowiadania są znakomicie napisane, niektóre wzbudziły moją szczególną uwagę.
W dwóch pierwszych opowiadaniach mamy historie mężczyzn, którzy są postawieni w obliczu próby, otoczenie i sumienie zmusza ich do popełnienia czynów, które zmażą winę i hańbę. I tak w opowiadaniu zatytułowanym 'Na czatach' bohaterem jest Bosco, który stoi właśnie na czatach ze strzelbą, ma zamiar zastrzelić Ángela, zabójcę brata Bosco – Jacoba, i w ten sposób zmaże hańbę ciążącą na rodzinie. W czasie wielogodzinnego czekania na Ángela przed oczami Bosco staje całe jego życie, a także życie Jacoba i Ángela. Okazuje się, że historia relacji trzech mężczyzn jest mocno skomplikowana i niejednoznaczna; to właściwie materiał na powieść. A jak się kończy opowiadanie? Przeczytajcie...
Prawdziwą perełką jest opowiadanie 'Tyle, ile trwa piosenka', dzieje się rzeczywiście w czasie trwania piosenki, a czytałem je 4 a może 5 minut... Mamy tu historię kilkudziesięcioletniego małżeństwa Reginy i Montera. Zaczyna się tak, iż Montero, który nie lubi tej akurat piosenki, ma atak duszności, zaś Reginie patrzącej na niego stają przed oczami dzieje ich związku, całkiem złożone: „Nienawidzę go, ale też kocham. Muszę go kochać. To mój obowiązek. To ojciec moich dzieci.” To opowiadanie formalnie genialne, znowu można zrobić z niego powieść.
Z kolei opowiadanie 'W obecności ciała' opowiada historię Macoriny – dziwki idealnej, która przez 20 lat była królową burdelu w mieście średniej wielkości. Młodzi ludzie, którzy się z nią kochali, założyli potem rodziny i przyprowadzali do Macoriny swoich synów aby ich rozdziewiczyła, co robiła z ochotą, bo naprawdę kochała swój fach: „Kiedy młodzież z naszego miasteczka, a także z Linares i Montemorelos, a nawet czasami z Monterrey znów zaczęła się do niej garnąć, by przejść inicjację, Macorinę traktowano już jak regionalną instytucję.” Opisuje Parra pięknie wzloty i upadki prostytutki w czasie jej długiej kariery. Wszystko to może brzmieć wulgarnie, ale nie, dla mnie to opowiadanie jest apoteozą radości istnienia a sama Macorina jawi się wręcz jako bogini życia. Rzecz cała jest mocno w duchu Gabriela Garcii Marqueza.
Są w książce i inne opowiadania, może nie tak poruszające, ale też bardzo dobre.
To świetna literatura, trzeba też podkreślić znakomite tłumaczenie Tomasza Pindela.