„(…) nazywałam się Jagoda Borówko. To taki żarcik rodziców, ha ha ha, bardzo się śmiałam, zwłaszcza w szkole podstawowej.”
Zanim nowa książka Agnieszki Lingas – Łoniewskiej „ Randka z Hugo Bosym „ pojawiła się na rynku wydawniczym została wcześniej odpowiednio wypromowana. Na ciekawej okładce pojawił się intrygujący i dowcipny zarazem opis obiecujący niezwykłą przygodę czytelniczą. Po autorce ponad 30 bestsellerowych powieści i Dilerce Emocji jak autorkę nazywają czytelnicy spodziewałam się może nie wybitnej literatury, ale przynajmniej powieści na przyzwoitym poziomie. Dostałam natomiast uroczą, zakręconą pełną humoru sympatyczną historię, która jednak nie spełniła do końca moich oczekiwań. Była za to świetnym przerywnikiem pomiędzy innymi lekturami. Jakoś tak automatycznie nasunęło mi się skojarzenie z filmem „ Pech to nie grzech, „ale to porównanie byłoby krzywdzące dla tej książki. Owszem jest to komedia romantyczna, ale w dużo lepszym stylu niż wspomniany wcześniej film. Sądzę, że „ Randka z Hugo Bosym „ jest świetną historią, którą warto by było przenieść na duży ekran.
Od samego początku polubiłam Jagodę, szaloną i pyskatą babę, która doskonale wie, czego chce od życia pomimo wszechobecnego pecha, który ją prześladuje i często wpędza w kompromitujące sytuacje. Bardzo podobało mi się wyśmienite poczucie humoru głównej bohaterki. Lekkie z dystansem, często nawet sarkastyczne. Życie lubi płatać jej figle to też w najmniej oczekiwanym momencie w drodze na ślub szkolnej koleżanki do wynajętej przez nią taksówki pakuje się obcy facet tytułowy Hugo Bosy. Odtąd drogi tych dwojga krzyżują się nieustannie. Świat mężczyzny, który ma za sobą przeszłość, przewraca się do góry nogami z powodu znajomości z uroczą i zwariowaną Jagodą. Pomimo, że nie ufa ludziom i jest bardzo ostrożny to pod wpływem emocji, z którymi coraz trudniej mu sobie radzić zaczyna wbrew wcześniejszym postanowieniom wplątywać się w relacje z panną Borówko.
„ Randka z Hugo Bosym” to pomysłowa historia i napisana z charakterystyczną dla autorki lekkością spowodowała, że na początku książkę obdarzyłam sympatią, ale w pewnym momencie żarciki, które mnie bawiły zaczęły męczyć. Początkowo czytało mi się bardzo dobrze z uśmiechem na twarzy, tak sympatyczna jest ta historia to potem zwyczajnie coś siadło. Ciągłe przeskakiwanie z narracji Jagody do Hugo, niedokończone myśli i ekspresowe tempo akcji, które pędzi wciąż do przodu zaczęło mnie uwierać.
Zawrotne tempo akcji powoduje, że powieść czyta się błyskawicznie, ale nie działa to na plus, bo wolałabym zostać w tej historii na dłużej. Bardziej przeżyć. Czytałam bez większego zaangażowania emocjonalnego, bo z góry wiadomo, w jakim kierunku podąża fabuła. Było lekko, łatwo i przyjemnie, ale za miesiąc zapewne nie będę pamiętała, o czym to było a stać autorkę na dużo więcej i tyle się spodziewałam. Kolejne zastrzeżenie mam do braku tła. Akcja skupiona tylko i wyłącznie na uczuciu dwójki bohaterów, najważniejsza jest namiętność a cała reszta gdzieś się rozmyła zapewne z racji zawrotnego tempa. Autorka zdradzała najważniejsze momenty, nie dając mi szansy na głębsze poznanie bohaterów. Grupa przyjaciół i ich problemy mogłyby być świetnym uzupełnieniem tej historii, ale zostali zaledwie muśnięci nic konkretnego się o nich nie dowiedziałam. Nic poza tym, że są na każde zawołanie Jagódki i dzielnie ją wspierają w miłosnych rozterkach. Może jedynie coś więcej autorka wspomniała na temat jej przyjaciela Maćka, który jest projektantem mody i kocha inaczej, no cóż, jakie to na czasie.
To idealna książka dla relaksu po ciężkim dniu, niewymagająca angażowania szarych komórek. Kilka godzin oderwania się od rzeczywistości. Czasem właśnie takiej książki mi trzeba, zabawnej i pełnej absurdu.
„Czasami szczęście dopada nas w najmniej spodziewanych okolicznościach",