Miłość. Niewyczerpane źródło witalności, wybuchowa i uwalniająca moc, poruszająca duszę i ciało. To pierwotny chaos, który pozwala patrzeć prosto w oczy i serce drugiej osobie. Nie istnieje jakakolwiek inna siła, która potrafiłaby wprawić ludzi w równe zadziwienie, uwalniając ich z kajdan nieszczęścia. Miłość to także jeden z najmocniej eksplorowanych tematów w kulturze. I pomimo faktu, że napisano już o niej niemało wierszy, scenariuszy filmowych, a nawet wymownych mądrości w windach, to temat nadal jest niewyczerpany.
Niektórzy twierdzą, że kochać, to nie znaczy czuć, a wybierać. Jeśli tak jest faktycznie, to właśnie wybieram. Wybieram taką miłość, jak w Załodze Promienia. Wiecie co, gdyby jeszcze rok temu, ktoś mi powiedział, że będę czytać komiksy, to bym się lekko zdziwiła. A gdyby do tego powiedziano mi, że jeden z nich zostanie w moim sercu na tyle, że będę wracać do niego parokrotnie i zostanie ulubieńcem roku, wyśmiała bym bez mała. A oto tutaj jestem dziś i przytulam do serca rzecz stworzoną przez Tillie Walden. I mogłabym zapytać, Załogo, gdzie byłaś całe moje życie, ale już nie muszę, już mam cię przy sobie. Walden stworzyła historię, która powoli osiada na sercu na wrażliwości, która zachwyca nie tylko kreską, ale i fabułą. Stworzyła opowieść o rodzinie, dorastaniu, miłości i życiu, do tego tak melancholijną i cichą, a jednocześnie tak ciepłą, inspirującą i podnoszącą na duchu. I jeśli miałabym określić ją jednym słowem, byłaby to PERFEKCJA! A sama fabuła? Niesamowita i klimatyczna i w zasadzie byłą wszystkim, czego kiedykolwiek poszukiwałam w książce. Chociaż historia przebiega w dwóch liniach czasowych, nie było jej części, które wydawałaby się zagmatwana, niepotrzebna lub zbyt skomplikowane. Dwie historie, które podążają za przeszłością i teraźniejszością Mii, by powoli zacząć się łączyć i splatać w miarę rozwoju historii. A do tego wspaniałe postaci, każda z nich wspaniała i zbudowana tak realnie, że chciałoby się mieć takie osoby obok. Tak silne jako jednostki. Tak idealne jako grupa. I zamykając ostatnią stronę tej historii, ogarnia nas smutek, że trzeba te wszystkie dobre dusze pożegnać..
Nie mogę napisać też o samej kresce, bo ta, stworzona przez Walden, jest nie tylko charakterystyczna, ale tak zwyczajnie, piękna i doskonała. Pozornie prosta, nadawała każdemu kolorowi głębi i znaczenia. I o samych ilustracjach mogłabym pisać nieskończenie wiele, bo są one cudownym dopełnieniem tej historii. A całość, cóż, jest oszałamiająca i piękna i niesamowita i doskonała i fantastyczna i można tu dodać każdy inny pozytywny przymiotnik, jaki przyjdzie do głowy. Kocham tę powieść graficzną całym sercem. Kocham każdą stworzoną postać, każdą reprezentację (Załoga to sapphic romans i reprezentacja osoby niebinarnej), każdy odcień miłości jaki w niej znajdziemy. I jeśli mielibyście przeczytać w tym roku tylko jeden komiks, niech to będzie ten. ❤