Sandra Robins zdobyła moje uznanie swoimi pierwszymi powieściami, które okazały się być początkiem serii o miłości dziejącej się w środowisku agencji towarzyskiej. To na pewno odważny i nieszablonowy plan na wciągającą i emocjonalną opowieść. Tak się też złożyło, że wraz z pierwszym tomem tej serii „Miłość na sprzedaż” weszła ona brawurowo na polski rynek wydawniczy. Jej sposób pisania i tworzone historie pokazują jej niewątpliwy talent w prowadzeniu uwagi czytelnika i umiejętności łączenia wszystkich wątków w całość. Udowadnia to zwłaszcza trzecim tomem, w którym poznajemy losy Suzanne, a to z kolei wymagało od autorki ułożenia jej kolei losów tak, by zgrały się one z tym, co zostało nam przedstawione w części pierwszej i drugiej.
Wszystkie części zostały wydrukowane na ekologicznym papierze i wydrukowane dosyć wyraźną czcionką, dzięki temu jest to ułatwieniem czytania dla osób ze słabszym wzrokiem. Tom pierwszy i drugi mają podobny układ treści, która została podzielona na oddzielne partie materiału i oznaczona imieniem osoby, która w danym momencie opowiada o jakiejś sytuacji i o sobie. Tom „Miłość na własność” wyróżnia się przede wszystkim tym, że dodatkowo został zaznaczony rok, w który toczą się wydarzenia, gdyż fabuła toczy się na dwóch przestrzeniach czasowych. Cofamy się wraz z nią aż do lat 90. XX wieku. To wówczas zaczyna się droga Sue do tej wersji, którą poznaliśmy wcześniej. Okazuje się, że nie zawsze była dystyngowaną, elegancką, szanowaną, ułożoną i empatyczną kobietą.
Zanim Sue zaczyna opowiadać nam swoją historię, cofamy się w czasie o kilkadziesiąt lat, by spotkać Seweryna. Pojawił się on epizodycznie w jednej z części i już wówczas zakiełkowała u mnie nadzieja, że jeszcze o nim przeczytam w przyszłości. Tym razem możemy poznać go bliżej, jego sytuację, koleje losów, które połączyły się ze ścieżkami Sue.
Jego sytuacja w 1998 roku nie była najlepsza, przynajmniej na polu prywatnym. Zawodowo wiodło mu się dobrze, gdyż jako najlepszy architekt na rynku, podpisał właśnie świetny kontrakt na projekt budowy hotelu. Natomiast prywatnie, w najbliższej perspektywie czeka go rozwód z żoną, w wyniku którego może stracić wszystko, co posiada. Dla poprawienia sobie nastroju postanawia się odstresować w jakimś klubie. Miejscowy taksówkarz zawozi go do Rezydencji, gdzie od 4 miesięcy pracuje Sue na stanowisku menagera. I tak zaczyna się ich historia, którą poznajemy w większości z perspektywy głównej bohaterki i tylko czasami, bardzo sporadycznie, głos udzielany jest Sewerynowi.
„Miłość na własność” to bardzo emocjonalna opowieść o kobiecie, która stworzyła wokół siebie mur, który odgradza ją od sytuacji, które mogłyby ją zranić, przynajmniej w jej pojęciu. Nie brakuje w niej wielu emocji, ale są one zupełnie innego rodzaju niż w poprzednich częściach. Sue boi się odrzucenia, trawi ją poczucie winy i nie dopuszcza do siebie nikogo, kto mógłby odkryć jej prawdziwą naturę i ją skrzywdzić. Przybiera, więc maskę nieprzystępnej, wyniosłej, pewnej siebie kobiety, kosztem utraty miłości, która jest obok, ale ona uważa, że na nią nie zasługuje. Jej przykład uświadamia, że wszelkie zdarzenia w naszym życiu zależą tylko i wyłącznie od nas samych, ale też od osób, które spotykamy na swojej drodze.
Ta część jest zdecydowanie inna od swoich poprzedniczek i zauroczyła mnie równie mocno jak one. Przede wszystkim bohaterką jest kobieta dojrzała, z bagażem doświadczeń, której życie przeciągnęło ją mocno przez efekty jej własnych wyborów i popełnionych błędów. Sue to kobieta około pięćdziesiątki, a więc początki jej historii sięgają czasów, gdy Borys i Alex byli jeszcze dziećmi, zatem mają oni jeszcze przed sobą wydarzenia, które poznaliśmy w dwóch pierwszych tomach. Doceniam, zatem pracę, jaką włożyła pani Sandra Robins w polaczeniu wszystkich dotychczasowych wątków w całość.
Autorka pokazuje, że nie warto przechowywać w swojej duszy urazów, ograniczać się i nie pozwalać zaistnieć uczuciu. Od przeszłości nie da się uciec i każdy popełnia błędy, które powinny być naszymi lekcjami i drogowskazami uczącymi, jak nie powinniśmy postępować. Jest to, więc opowieść o miłości, która cierpliwie czeka na swój czas, aż zostanie dostrzeżona i doceniona. Podkreśla, że każdy zasługuje na miłość, ale trzeba tylko ją zauważyć, docenić i wpuścić ją do swego życia, bez względu na to ile mamy lat za sobą.
Szkoda mi było rozstawać się z bohaterami, gdyż polubiłam każdą z postaci i chętnie spędziłabym z nimi jeszcze jakiś czas. Czuję niedosyt zwłaszcza wobec Alexa, gdyż jest to osoba, która zasługuje na osobną powieść i własną historię. Po poznaniu trzeciej części serii, wiemy o nim dosyć dużo, wiele się wyjaśniło, ale mimo to mam nadzieję, że jego historia jeszcze czeka na rozwinięcie i kontynuację.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Amare
https://ezo-ksiazki.blogspot.com/2022/02/1013-miosc-na-wasnosc.html