„Miłość jest magiczna… i sprawia, że jesteśmy zdolni do najcudowniejszych i najbardziej zdumiewających czynów.”
Muszę przyznać, że często sięgam po książki wydawnictwa Novae Res, gdy wydawnictwo potrafi zachęcić stroną wizualną, która zawsze mnie kusi, zapowiadając jakąś ciekawą historią. Rzadko miałam poczucie zawodu, ponieważ z reguły są to opowieści, w które się po prostu wnika. Nie inaczej było z książką pt.: „Dolina Jezior”, która jest debiutem, według mnie bardzo udanym, pisarki pochodzącej z Lubelszczyzny.
Aneta Maślu urodziła się w 1979 roku, pochodzi z maleńkiej miejscowości na Lubelszczyźnie, ale obecnie mieszka w Niemczech. Jej pragmatyczny umysł mierzy się na co dzień z duszą romantyczki. Uwielbia góry, pachnące bryzą morze, rowerowe wycieczki i burzliwą pogodę. Najchętniej wszystkie zimy spędzałaby w gorących tropikach, a lata w bajecznej Hiszpanii.
Okładka nawiązuje do miejsca, w którym toczy się fabuła, a jest to przepiękna okolica Jezior Czterech Kantonów w Szwajcarii. To rodzinne strony głównej bohaterki, która zrobiła karierę w Zurychu, gdzie prowadzi firmę ze swoim wspólnikiem i jednocześnie partnerem życiowym, Alexem.
„Codzienna pogoń i praca sprawiają, że czasem zapominamy o sobie samych.”
Zaczynamy poznawać tę historię cofając się o 7 lat, gdy życie Natalie było bardziej przewidywalne, uporządkowane i zaplanowane. Pochłaniała ją praca w korporacji, wizyty u mamy i samotne wieczory w czterech ścianach mieszkania. Początkowe akapity to swego rodzaju prolog, w którym autorka nakreśla nam ówczesne warunki życia bohaterki pod względem zawodowym, społecznym i uczuciowym. Ten ostatni aspekt dotyczy Alexa, z którym połączył ją los i przez kolejne kilka lat tworzyli ustabilizowaną relację. Wówczas myślała, że to jest ten jedyny, ale z czasem okazało się, że życie ma dla niej zupełnie nowe niespodzianki i doznania. Po upływie siedmiu lat kobieta jest już właścicielką własnej firmy, ale prywatnie czuje się oszukana przez Alexa, zniechęcona i sama nie wie czego chce od życia. Postanawia, więc odpocząć od miejskiego hałasu i zregenerować siły w rodzinnych stronach, położonych u stóp szwajcarskich gór.
Nie odmówiłam sobie odnalezienia tego miejsca na stronach Internetu i nie dziwię się, że Natalie Braun udała się tam, by ukoić swoje skołatane nerwy. Nie było jej nigdy łatwo, gdyż zawsze musiała urządzać świat po swojemu, licząc na siebie i stawiać czoła trudnościom. Dzięki swojemu samozaparciu osiągnęła silną pozycję w biznesowych realiach, ale niestety, nie idzie to w parze z satysfakcją uczuciową. To, co zaczęło się jak bajka, teraz wygląda na koszmarny sen. Gdy poznaje Mathew Schmidta, wówczas doświadcza też zupełnie nowego uczucia, ale nie potrafi całkowicie otworzyć się na nowy związek.
Matt wydaje się zaborczy, wymagający stałej uwagi swojej osobie, ale okazuje się, że ma on za sobą przejścia, które naznaczyły jego charakter i musi na nowo nauczyć się kochać. Początkowo skrywa swoją przeszłość, unikając tego tematu, ale stopniowo odsłania prawdę o sobie. Z kolei Natalie nie jest skora do zwierzeń, unika, jak może rozmów o jej wcześniejszych zdarzeniach i tu trudno było ją zrozumieć. To z jej strony jest niezbyt uczciwe, gdyż ona chce wiedzieć o nim coraz więcej, ale o sobie mówi niewiele. Na jej przykładzie widać, że prawda prędzej lub później sama się ujawni, więc zaczynając coś nowego, warto zamknąć za sobą przeszłość.
„Dolina jezior” to niezwykle wnikliwe studium pewnego uczucia, które obciążone jest bagażem przeszłości, podkreślające, jak ważna jest szczerość w związku, gdyż wówczas nic nie może nas zaskoczyć. Jest to też opowieść o pokonywaniu własnych ograniczeń, przyzwyczajeń, lęku przed zmianami i zaufaniu temu, co niesie życie. W tle dzieją się ważne wydarzenia i biegną poboczne wątki obok głównego motywu, razem tworząc ciekawą opowieść o relacjach damsko-męskich. Bardzo chętnie poznałabym historie miłości przyjaciółki Natalie Anny, gdyż jest ona bardzo interesującą, miłą i sympatyczną osobą, podobnie jak jej mąż. Namawiam zatem panią Anetę Maślu do podjęcia tego tematu.
„Czasami drobiazgi, a czasami wielkie rzeczy decydują o naszym życiu. Ale to my trzymamy stery, to od nas samych zależy, czy podążamy z wiatrem, czy pod wiatr.”
Powieść - momentami zbyt szczegółowa, momentami naiwna, niektóre sytuacje zbyt wyidealizowane i klasyczne, ale ogólnie historia jest ujmująca, wciągająca i ekscytująca, którą czytało mi się dosyć płynnie. Nasycona szczególnym klimatem, łączy w sobie elementy obyczajowe, z delikatnymi niuansami erotycznymi oraz psychologicznymi. Dużo w niej przemyśleń, rozważań, rozkładania uczuć na części, trochę tajemnic, nieporozumień i miłosnych uniesień otoczonych pięknymi górskimi krajobrazami w niezwykle urokliwych zakątkach Szwajcarii, które autorka roztacza przed naszymi oczami obrazowymi opisami, działającymi na wyobraźnię.
Wraz z tą powieścią niesie przekaz, który podkreśla, że każdy z nas ma za sobą jakąś przeszłość, ale nie powinna ona rzutować na teraźniejszość. W życiu już tak jest, że popełniamy błędy, spotykamy niewłaściwych ludzi i nie zawsze wszystko układa się tak, jakbyśmy chcieli, dlatego powinniśmy wyciągać wnioski z dotychczasowych doświadczeń i iść do przodu, nie oglądając się za siebie. Autorka zwraca uwagę na te chwile, których nie dostrzegamy, namawia do celebrowania piękna natury, szukania spokoju z dala od miejskiego zgiełku, zwolnienia tempa, gdyż wówczas nie ominie nas to, czego szukamy. Możemy tylko mieć wpływ na to, co przed nami a to, co za nami to tylko lekcje dane nam przez los, byśmy umieli docenić to, co mamy obecnie.
Książkę przeczytałam, dzięki wydawnictwu Novae Res
Czasem trzeba stracić wszystko, by zrozumieć, czym jest prawdziwe szczęście... Życie Natalie Braun, młodej bizneswoman z Zurychu, przypomina statek, który obrał ślepy kurs na karierę i miłość bez hap...
Witam wszystkich, nazywam się Bohuslava Shevchenko i chcę podzielić się moim świadectwem, jestem szczęśliwą mężatką z dwójką pięknych dzieci, w pewnym momencie mój mąż zaczął się dziwnie zachowywać, zaczęło się to stopniowo, walczymy i kłóciliśmy się prawie cały czas iw końcu zostawił mnie dla innej kobiety bo sam mi powiedział, zostałam porzucona z dwójką naszych dzieci, on nawet prawie nie przychodzi do domu, ale przez miłość jaką go darzyłam, nie pozwoliłabym mu odejść , musiałem przedyskutować mój problem z przyjacielem i zasugerowałem, że powinienem raczej skontaktować się z rzucającym zaklęcia, który mógłby mi pomóc rzucić zaklęcie, aby go przywrócić, ale jestem typem, który nigdy nie wierzył w rzucanie zaklęć. Nie pozostało mi nic innego jak spróbować. Zrobiłem wszystko, o co mnie poproszono, i po pewnym czasie wszystko zaczęło znowu działać dobrze, mój mąż wrócił do domu, przeprosił mnie i dzieci i teraz wszyscy żyjemy razem szczęśliwie, nie mogę dziękuję dr Nosa Ugo, który pomógł mi ożywić mój związek, ten mężczyzna był wsparciem dla mnie i mojej rodziny i wszyscy żyjemy razem szczęśliwie, musiałem podzielić się tym tutaj dla każdego, kto ma tego rodzaju problem lub jakikolwiek rodzaj duchowego problem, możesz skontaktować się z nim za pośrednictwem jego e-maila
Czasem trzeba stracić wszystko, by zrozumieć, czym jest prawdziwe szczęście... Życie Natalie Braun, młodej bizneswoman z Zurychu, przypomina statek, który obrał ślepy kurs na karierę i miłość bez hap...
Zdarzyło się Wam wygrać kiedyś książkę? Ja od czasu do czasu próbuje swoich sił w różnych konkursach z mniejszym lub większym sukcesem. Dla mnie liczy się dobra zabawa. "Dolina jezior" to wygrana u A...
Kiedy firma, w której pracuje Natalia, ma zostać zamknięta, a ona zwolniona, wpada na pewien pomysł. Przedstawia go szefowej i za jej zgodą staje się jej właścicielką. Nie poddaje się, kiedy inni twi...
@mamazonakobieta
Pozostałe recenzje @Mirka
Życie na ulicy
@Obrazek „Gdy jest się bezrobotnym, bezdomnym i zdanym tylko na siebie w dużym mieście, trzeba wiedzieć rzeczy, na które ludzie zwykle nie zwracają uwagi.” Ludzi...
@Obrazek „W święta możemy poczuć się jak dzieci.” Pięć dni to niewiele, by zdarzyło się coś wielkiego, zwłaszcza w sytuacji, gdy są one tuż przed świętami, i niemal...