„Co można powiedzieć o dwudziestopięcioletniej dziewczynie, która umarła?
Że była śliczna. I piekielnie inteligentna. Że kochała Mozarta i Bacha. I Beatlesów. I mnie.”
/”Love Story” – Erich Segal/
Ten pamiętny cytat rozpoczyna jeden z najsłynniejszych melodramatów w historii kina – słynną „Love Story” na podstawie powieści Ericha Segala. Film o jakże banalnej fabule, a jednocześnie jakże wzruszającej. Tego cytatu użyła również Teresa Monika Rudzka jako motta do swojej najnowszej, autobiograficznej książki „Zawsze będę Cię kochać”.
Córka Autorki Żywena Wiktoria, uwieczniona w powieści jako Anastazja Bojanowa-Montgomery, umarła w wieku niespełna 32 lat. Pół roku po zawarciu związku małżeńskiego Anastazja źle się poczuła – nastąpił bezwład prawej strony ciała. Diagnoza lekarzy była wyrokiem – glejak wielopostaciowy, guz mózgu, jeden z najbardziej złośliwych nowotworów, nieoperacyjny. Po dwóch miesiącach dziewczyna umiera. Dlaczego los jest tak okrutny? Przecież miała wszystko… była piękna, mądra, szczęśliwa, wysportowana, kochana przez wiele osób – ukochana córka, żona, synowa, szwagierka. Dlaczego odeszła, zostawiając to wszystko, pozostawiając w niesamowitym bólu tyle uwielbiających ją osób? Jak dać sobie radę ze śmiercią kogoś bliskiego? Jak żyć dalej po stracie jedynego dziecka? Przecież to dzieci powinny chować rodziców, a nie odwrotnie… I choć brzmi to okrutnie, to taka kolej rzeczy jest na pewno bardziej zgodna z naturą.
Teresa Monika Rudzka, powieściowa Renata, była bardzo związana ze swoim dzieckiem. Mimo odległości – Anastazja od dłuższego czasu mieszkała poza Polską – miały ze sobą stały kontakt. Telefony, e-maile, wizyty Anastazji w kraju i matki w Anglii nie pozwoliły na rozluźnienie tych więzi. Kobiety darzyły się wielkim uczuciem i wiedziały o sobie prawie wszystko. Internet umożliwiał codzienny, niczym nie zakłócony kontakt, maile krążyły stale w obie strony. Właśnie… maile. Krążą nadal, tylko od śmierci Anastazji nikt na nie nie odpisuje. Matka wysyła je do zmarłej córki cały czas, codziennie, niezmiennie.
Pisze o wszystkim, co dzieje się w jej życiu. O swoim bólu, ale również o próbach jego przezwyciężania; o miłości wiecznej, której nawet śmierć nie jest w stanie zmienić; o wspomnieniach związanych z ostatnimi miesiącami życia córki, ale także z chwilami wcześniejszymi, radosnymi, szczęśliwymi, gdy nikt nie przewidywał okrutnych wydarzeń; o codzienności, kiedy trzeba się zająć rzeczami prozaicznymi, bo przecież… życie toczy się dalej; o książkach, które napisała i przeczytała, o filmach, które zdecydowała się obejrzeć w kinie, bo słyszała głos córki
„Idź Tećka, rozerwij się, nie siedź w domu po próżnicy, nic mi z tego nie przyjdzie” [1]
o swoich trudnych stosunkach z matką, które po śmierci Anastazji uległy pogorszeniu, bo nie było nikogo, kto mógłby załagodzić konflikty. Pisze o wszystkim….tak jak kiedyś, tylko… brak na nie odpowiedzi.
Właśnie te maile stanowią główny trzon powieści. Dzięki nim dowiadujemy się o wszystkim, poznajemy myśli, przeżycia, refleksje Renaty – Tećki, ale również fakty z wcześniejszego życia Anastazji. To maile właśnie są formą spowiedzi Autorki, spowiedzi ze swoich najintymniejszych doznań i przemyśleń po śmierci ukochanej córki. Renata nie wstydzi się dopuścić nas wszystkich do najgłębszych czeluści swojej duszy, podzielić się bólem rozdzierającym jej serce, strachem przed przyszłością i koniecznością dalszego życia bez najdroższej istoty na ziemi, często również złością na wszystko i wszystkich. Tak złością, a nawet wściekłością, że to spotkało właśnie ją. Dlaczego? Przecież Nastusia też chciała żyć, nie chciała odchodzić i zostawiać wszystkich kochających ją osób.
„Zawsze będę Cię kochać” można potraktować również jako swoisty pamiętnik, który ze względu na swoją niesamowita intymność być może nie powinien nigdy ujrzeć światła dziennego. Jakże duża odwaga musi cechować Monikę, że obnażyła przed wszystkimi siebie – wady i zalety swojego charakteru. W tej książce bowiem jawi nam się z jednej strony Anastazja i jej prawie anielska postać, często może idealizowana, bo widziana oczyma matki; a z drugiej strony postać samej Autorki – książkowej Renaty, której do ideału bardzo daleko. Pokazując swoje zachowania w stosunku do innych ludzi, swój kontrowersyjny często charakter, Pisarka niczego nie koloryzuje, nie stawia siebie na piedestale, tylko w sposób jakże prawdziwy i szczery ujawnia wszystkim swoje wady. Zalety również, ale o dobrych cechach charakteru zawsze pisze się czy mówi dużo łatwiej. Myślę, że właśnie ta prawda i szczerość jest największym atutem książki i zasługuje na najwyższy podziw i szacunek.
Dodatkowym walorem tej książki jest umieszczenie wśród codziennych maili matki, także wspomnień męża Anastazji oraz jej przyjaciół i rodziny męża. Ten manewr urealnia postać Nastusi, bo dzięki niemu mamy okazję ujrzenia dziewczyny oczami innych, nie tylko matki. Ich słowa potwierdzają nam tylko jak wspaniałą postacią była Anastazja, jaką emanowała dobrocią, szlachetnością i pięknem – nie tylko zewnętrznym, ale przede wszystkim wewnętrznym.
Powieść ta (o ile w ogóle można ją nazwać powieścią, bo tak naprawdę jest formą pamiętnika, a nawet wręcz dokumentu) zmusza nas wszystkich do refleksji nad kruchością ludzkiego życia, nad przemijaniem, nad tym, co w życiu najważniejsze. Ukazuje i przypomina, jak śmierć jest niesprawiedliwa i jak trudno jest z nią się pogodzić. Ale jednocześnie – mimo tak przytłaczającego i tragicznego tematu – nie jest pozbawiona nadziei, bo… mimo wszystko jest coś silniejszego niż śmierć. Uczucie, które nie gaśnie nigdy w sercu najbliższych osób. A dopóki istnieje, dopóty człowiek żyje. Co prawda we wspomnieniach, w sercach, w pamięci, w myślach, ale przecież żyje i śmierć nie jest w stanie wyjść z tej potyczki zwycięsko. To miłość jest wieczna i to ona zawsze zwycięży. Ja tak odebrałam przesłanie tej książki i bardzo chciałabym, żeby ta nadzieja i delikatny uśmiech przez łzy zagościł nie tylko w moim sercu.
Na zakończenie chciałabym zwrócić jeszcze uwagę na przepiękną okładkę. Wiele osób stwierdzi zapewne, że jest ona zupełnie nieadekwatna do treści książki. Nie zgadzam się z tym ! Dziewczyna z burzą rudych włosów okraszonych promieniami słońca, w oddali białe kwiaty, a wszystko na tle bezchmurnego, lazurowego nieba. Obraz nie do końca wyraźny, lekko zamglony. To takie obrazy widzimy oczami pamięci. W naszych wspomnieniach nasi bliscy ukazują się nam właśnie w ten sposób – piękni, lekko uśmiechnięci, szczęśliwi, ale jakby w oparach mgły.
„Zawsze będę Cię kochać” to książka niezwykła. I to nie tylko ze względu na swoją formę i treść. Niezwykła, bo nigdy dotąd nie było mi dane czytać książki tak osobistej i intymnej. I tak wzruszającej. Przyznam się Wam, że pierwszą łzę uroniłam czytając opisy na okładkach i wstęp. Nie byłam w stanie czytać jej nie odkładając na bok, bo łzy towarzyszyły mi cały czas – także po jej zakończeniu. Trzeba być naprawdę mistrzynią słowa, żeby wyzwolić w czytelniku aż takie niepohamowane emocje. I Teresa Monika Rudzka taką mistrzynią jest. Świadczyły o tym już Jej wcześniej wydane powieści, ale w „Zawsze będę Cię kochać” wzniosła się na wyżyny kunsztu pisarskiego. Polecam z całego serca. Tę książkę powinien przeczytać każdy – bez wyjątku.
[1] „Zawsze będę Cię kochać” – Teresa Monika Rudzka; Harlequin-MIRA 2014; str.84
moja ocena: 10/10