Na historię Lousiy Clark natrafiłam przy okazji poszukiwania materiałów do pracy magisterskiej.
Zapewne teraz w Waszych głowach rodzi się pytanie: CO TA KOBIETA WYGADUJE?! ROMANSIDŁA W PRACY NAUKOWEJ?! Otóż tak! Z chwilą pojawienia się pomysłu na temat stanęłam przed nie lada dylematem: gdzie w literaturze współczesnej występują bohaterowie niepełnosprawni?
Z pomocą przyszedł, jak zawsze niezawodny, wujek Google. Kilka kliknięć i stworzyłam sobie całą listę książek do przeczytania "na już". Między innymi znalazła się tam, okrzyknięta bestsellerem, Zanim się pojawiłeś Jojo Moyes.
Przyznam szczerze, że początkowo idea czytania głośnej powieści nie przypadła mi do gustu, tym bardziej, że opis wydawniczy brzmiał do bólu sztampowo. Cóż jednak robić, skoro promotor domagał się kolejnych linijek tekstu?
Jakież było moje zdziwienie, gdy wraz z kolejnymi przewróconymi kartkami (wtedy czytałam jeszcze wyłącznie książki papierowe!) losy Willa i Lou na długie godziny przykuły mnie do fotela!
Ostatnią stronę powieści powitałam z prawdziwym rozczarowaniem, a także stertą mokrych chusteczek na kolanach i tym stanem umysłu, który znamy jako "książkowego kaca".
Wściekła na cały książkowy świat, zaczęłam szukać ratunku u doktora Google. Oczywiście, niemal natychmiast, okazało się, że na motywach Zanim się pojawiłeś nakręcono film o całkiem dobrych recenzjach oraz (o radości!), że autorka wydała drugą część opowieści.
Film, rzecz jasna, obejrzałam, poświęcając kolejną paczkę chusteczek. Muszę jednak przyznać, że świat przedstawiony w powieści przemówił do mnie o wiele silniej od tego na ekranie.
Kiedy odszedłeś długo czekało na swoją kolej. Być może właśnie dlatego nie wywołało u mnie aż tak euforycznej reakcji, jak Zanim się pojawiłeś. Szczerze mówiąc, zadawałam sobie pytanie " Jak to możliwe, że autorka mogła napisać coś tak koszmarnie nudnego korzystając z klasycznego schematu i bohaterów znanych z poprzedniej części?"
Fabuła Kiedy odszedłeś oscylowała bowiem głównie wokół wspomnień i depresji głównej bohaterki. Lou, tak do tej pory pełna życia, zmieniła się o sto osiemdziesiąt stopni. Niby to całkiem zrozumiałe, jeśli mówimy o przeżywaniu żałoby po ukochanym, ale...
Z punktu widzenia czytelniczki, która naprawdę kocha książkowe serie i sagi muszę Wam powiedzieć, że wprost uwielbiam zmiany w charakterze bohaterów, zarówno te drobne, jak i spektakularne. Ważne jest jednak, aby autor w swojej koncepcji nie posunął się za daleko. Chodzi o to, by bohater, nawet bardzo się zmieniając, zachował swoje cechy charakterystyczne! Ta sztuka nie udała się Jojo Moyes, dlatego Kiedy odszedłeś uznałam za kompletną porażkę, która skutecznie zniechęciła mnie do oczekiwania na ostatnią część historii.
Tymczasem minęło kilka lat, na horyzoncie pojawił się abonament Legimi, a w związku z tym dostęp do niezliczonych pozycji wydawniczych. Przyszedł, więc także czas na Moje serce w dwóch światach. Przyznaję, że po porażce Kiedy odszedłeś podchodziłam do tej książki z ogromną rezerwą. Powiem otwarcie: BAŁAM SIĘ! A jednak do odważnych świat należy. Pobrałam. Odpaliłam mój ukochany czytniczek i... PRZEPADŁAM! Czytałam wszędzie. W każdej wolnej chwili. W domu, w pracy, w wannie - dosłownie cały czas!
Lou Clark wróciła w całej okazałości. Znów była sobą. Kobietą, wiedzącą, czego chce, spełniającą swoje marzenia, a jednocześnie zupełnie nie idealną. I to właśnie najbardziej mnie urzekło. Po raz pierwszy od dawna nie widziałam przejaskrawionej, doskonałej bohaterki, ale kobietę z krwi i kości. To właśnie dzięki jej osobowości ostatnią część trylogii Jojo Moyes czytałam z wypiekami na twarzy. Sama fabuła bowiem, choć dobrze rozpisana, korzysta ze znanych schematów.
Podsumowując, cała historia Lou Clark to lekka, ciekawa lektura, idealna na nadchodzące wiosenne dni, pod warunkiem, że przymkniecie oko na nierówny poziom poszczególnych części, a skupicie się na losach i osobowości bohaterki.