Dziś powracam do Was z hukiem! Nie ma nic gorszego niż przereklamowany debiut, który błyskawicznie staje się bestsellerem na świecie. Alergicznie reaguję na takie przypadki. Powraca na tapet autorka niechlubnego „Tatuażysty z Auschwitz”. Na początku (i tak pozostało w recenzji) uznałam to za lekkiego średniaka. Dziś jestem bardzo krytyczna i mogę Wam godzinami go odradzać z powodu przekłamań i nieścisłości historycznych tam zawartych. Bulwers totalny. Jak było z kontynuacją? Tego dowiecie się z dzisiejszej recenzji i jest to owoc mojej pierwszej współpracy z Wydawnictwem Marginesy.
Szesnastoletnia Cilka trafia do Auschwitz oskarżona o kolaborację i skazana na piętnaście lat pracy w łagrze. Armia Czerwona wyzwala obóz. W sowieckim łagrze dziewczyna pracuje ponad siły. Cilka zmaga się również z traumą po stracie rodziny podczas Zagłady. Szybko pojmuje, że najważniejsze będzie przetrwanie. W łagrze spotyka wielu ludzi z różnych stron społecznej barykady. Wkrótce zrozumie, że w całym tym koszmarze jest jeszcze iskra nadziei - miłość, która daje jej siłę, aby przetrzymać, przetrwać to, co najgorsze.
To opowieść o tym, ile są w stanie znieść kobiety, aby przetrwać. Historia nadziei, która nie umiera nawet w najgłębszych ciemnościach. Wreszcie - tutaj: niestety - to także opowieść o miłości, która daje siłę, aby przetrwać każdy dzień w obliczu obozowego piekła.
Nie wiem, co mam myśleć. Autorka zaznaczyła, co mogło się wydarzyć, a co - niekoniecznie. Nie wiem, czy jej ufać po tym przykrym debiucie. Ta historia - rzekomo znowu jej opowiedziana - mogła się wydarzyć, ale nie musiała. Nie do końca daję wiarę tej opowieści.
Ocenę tej książki podzieliłam. Zacznę od minusów, żeby jakoś optymistycznie to zakończyć. Uwaga, będzie ostro. Autorka prawdopodobnie minęła się z powołaniem. Na co dzień zajmuje się - uwaga - pisaniem scenariuszy filmowych! Scenariusz a powieść to różnica i zupełnie odmienna konstrukcja. To wygląda właśnie jak przygotowanie materiału filmowego, a nie normalna powieść. Poza tym - nie rozumiem, wybaczcie - znowu Heather Morris wzięła na tapet temat, o którym zupełnie nie ma pojęcia! Przy „Tatuażyście...” niedokładnie przejrzała materiały źródłowe, na co w sekundzie odpowiedzieli oburzeni historycy. Ja im wierzę. To ludzie, którzy - w odróżnieniu od autorki - posiadają rozległą wiedzę w temacie zarówno Holokaustu, jak i całej II wojny światowej. Dla Heather Morris temat związany z Auschwitz-Birkenau jest odległy. To był obóz wybudowany na naszych, polskich ziemiach. Polaków bardziej boli ta czarna karta w historii kraju. Obraz nędzy i rozpaczy. Co ma do tego tematu pisarka nowozelandzka? Nie mam pojęcia. Za daleko szukała i to również odbiło się na takiej a nie innej ocenie książki.
Drugi minus? Nie wiem, ile w tej książce jest prawdy, a ile - przepraszam - bzdur. Dobrze, że pisarka nie upiera się, że powieść jest oparta na faktach! Podobnie z „Tatuażystą...”, a wyszła z tego bajeczka z love story na kanwie światowego dramatu. Komu się to może podobać? Do kogo to ma trafić? Zapamiętajcie proszę: wojna to okrucieństwo, a takowe postępowanie nie przynosi niczego dobrego. Dla mnie więc miłość w cieniu takiej tragedii się wyklucza. Nie można być szczęśliwym i bezpiecznym, kiedy wokół każdy budynek może się zawalić. Jeśli szukacie opowieści wojennych sensu stricte, to polecam np Gustawa Herlinga-Grudzińskiego. Po jego prozie można usiąść i już nie wstać. Człowiek, który przeżył łagry i pamiętał tamtejsze warunki. Ta książka natomiast nie jest dla mnie wiarygodnym materiałem.
Plusy tej powieści? Dobry styl i wykreowani bohaterowie. Dalej jednak nie wiem, komu wierzyć. Niedługo pewnie znowu wybuchnie skandal ze strony pracowników Muzeum. Z takich książek nie nauczycie się historii. Tu polecam Piotra Tymińskiego, Annę Brzezińską - historycy z wykształcenia. Heather Morris nie ma wykształcenia historycznego.
Podsumowując, nadal nie polecam. Nie przekonuje mnie ta książka. Pewnie będzie trzeci tom. Przeczytam, ale nie jako coś wybitnego. Szukacie dobrych książek? Wyżej wymienione nazwiska polecam. Tej nie mogę, niestety.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Wydawnictwu Marginesy.