Afgański Kabul opisywany przez poetów jako tytułowe "miasto tysiąca słońc" było świadkiem wzlotów i upadków wielkich reżimów, starć militarnych potęg, których ofiarami byli zwykli ludzie. Khaled Hosseini snuje panoramę Afganistanu, osadzając fabułę swoich książek na tle autentycznych wydarzeń widzianych z perspektywy zwykłych ludzi. Tym razem zapoznaje nas z historią dwóch niezwykłych kobiet.
Mariam przyszła na świat jako nieślubne dziecko. Żyła z dala od wielkiego miasta, jednak zawsze czuła, że czegoś jej brak, że powinna osiągnąć w życiu coś większego. Mimo przestróg matki, w dniu swych 14 urodzin, wyrusza do miasta, by spędzić ten dzień z ojcem i jego rodziną. Przekonuje się, że jako bękart, nigdy nie będzie zaakceptowana. Gdy wraca do domu, okazuje się, że jej matka nie żyje, a prawowite żony jej ojca i on sam szybko chcą pozbyć się problemu, którym dziewczynka się dla nich staje, więc aranżują jej małżeństwo z ponad czterdziestoletnim wówczas szewcem z Kabulu. Raszid nie kocha Mariam. Liczy na to, że da mu wymarzonego syna, jednak kobieta nie jest w stanie donosić żadnej ciąży. W międzyczasie zmieniają się rządy, upadają reżimy, sytuacja w kraju jest napięta i nieprzewidywalna.
W sąsiedztwie domu Raszida mieszka intelektualista Babi z żoną i córką. Ich starsi synowie poszli na wojnę, co złamało serce matce. Dziewczynka spędza wiele czasu z synem sąsiadów, Tarighiem. Przeżywa pierwszą miłość, jednak gdy zaczynają się walki z Rosjanami, Tarigh wyjeżdża. Lajla, bo tak ma na imię dziewczyna, zostaje w bombardowanym Kabulu. Gdy w nalotach traci rodziców, przebiegły Raszid zmusza ją do małżeństwa. Początkowo niechętna Lajli Mariam zaczyna się z nią zaprzyjaźniać. To właśnie niezwykła relacja obu kobiet jest treścią powieści Hosseiniego.
Przyjaźń Lajli i Mariam, choć szorstka, jest z takich na śmierć i życie. Nic nie jest w stanie jej złamać. Nawet rządy talibów, które wprowadzają restrykcje, dotykające przede wszystkim kobiety. Przeszłość zapuka do drzwi zarówno Lajli, jak i Mariam. Choć obie już nigdy się być może ze sobą nie spotkają, żyją nadzieją, że Kabul jeszcze kiedyś będzie miastem tysiąca słońc.
Przyznam, że powieść ta ogromnie mnie wzruszyła. Śledziłam akcję z zapartym tchem, współczułam tym kobietom i podziwiałam ich odwagę oraz poświęcenie. Cieszę się, że chociaż w części, historia zakończyła się pomyślnie, choć wielu Afgańczyków doświadczyło wielu bolesnych strat i zapewne ich losy nie ułożyły się choć w połowie tak korzystnie. Przy okazji każdej powieści podejmującej problematykę jakiejkolwiek wojny, zawsze pozostaje refleksja, po co ludzie jedni drugim zgotowują taki los? Jaki przyświeca temu cel?