Wydawnictwo Uniwersytetu Łódzkiego oddaje w ręce czytelników pierwszy tom monografii dziejów Łodzi. Nie jest to przypadek – w 2023 roku Łódź obchodziła sześćsetletnią rocznicę uzyskania praw miejskich. I mimo, że wielu włókiennicze miasto kojarzy się co najwyżej z filmową „Ziemią Obiecaną”, kinem „Wolność” i zbuntowanymi aktorami albo z biegającym po peronie nieistniejącego już w ekranowej formie Dworca Fabrycznego Bogusława, któremu przy okazji zdjęć do ostatniego filmu Andrzeja Wajdy zdarzyło się o Łodzi wypowiedzieć zupełnie niepochlebnie, to przecież nie pojawiło się mapie z dnia na dzień, nie wynurzyło się nie wiadomo kiedy z ciemnych borów i lasów.
Zawarte w pierwszym tomie dzieje Łodzi mogą wydać się nieciekawe, zwłaszcza jeśli porówna się rozwój innych miast w okresie od średniowiecza po lata dwudzieste XVIII wieku (taki zakres obejmuje tom monografii). I zapewne jest w tym sporo racji – nikt nie twierdzi przecież, że Łódź da się zestawić i porównywać z Krakowem, Warszawą czy chociażby położonym obecnie tuż przy granicy miasta – Zgierzem. Jednak Łódź istniała i funkcjonowała – tak jak inne podobne do niej osady, jako mało znacząca mieścina, położona gdzieś na szlaku z południa na północ, zupełnie rolnicza i jakby z boku wielkich historycznych wydarzeń. Okazuje się jednak, iż mimo niewielu materialnych śladów tamtych epok, badaczom udało się dotrzeć do fascynujących informacji o codziennym życiu mieszkańców osady położonej przy rzeczce Ostroga, później dopiero zwanej Łódką. Najnowsze wykopaliska w miejscach obecnie poddawanych rewitalizacji pozwalają na nowo spojrzeć w przeszłość – przecież Stare Miasto zwane jest starym nie bez kozery. Dla każdego czytelnika monografii przestanie być tajemnicą fakt, czyją własnością była średniowieczna Łódź i dlaczego król Władysław Jagiełło przebywając w Łęczycy sądzić musiał tych, co to mieli „w dziedzictwie Łódź nadużyć dokonać”. Autorzy monografii zasypują nas ciekawostkami, jak chociażby związanymi z łódzkim ratuszem i prowadzoną tam karczmą czy pierwszą miejską placówką oświatową, odkrywają przed nami tajemnice związane z przekazywaniem sobie majątków i dziedziczeniem, a także nakłaniają do zastanowienia się, dlaczego jeszcze nikt nie sfilmował sensacyjnej historii zaginięcia i odszukania najstarszego oryginalnego przywileju dla miasta z 1423 roku.
Oczywiście, że monografia ze swej istoty zawiera szczegóły, których ilość może wydać się niektórym przytłaczająca. Ale czyż nie jest ciekawym zagłębić się chociażby w spis inwentarza i mobiliów z XVIII wieku, dzięki któremu okaże się, że po ś.p. Stanisławie Radwanie Zebrzydowskim zostało między innymi: „krzeseł złych 14, stolików 4, od kawy 1, stół 1, skrzyń złych dwie, kufer skórą obity 1, skrzyneczek małych dwie, kredensów 2, korzeniczka 1, puzderków 2, do których flasz brakuje”. Do tego „kareta staroświecka z półszorkami czterema, z klaczami staremi trzema karemi i podjezdkiem gniadem”, a przy okazji i „obrus holenderski zły”, pistolet bez kurka, młotek do cukru, szabla i „żupan wygonowy 1 i kubrak kamlotowy stary”. Od razu inaczej patrzy się na historię miasta, a Łódź nie wydaje się taką zapyziałą… dziurą.
Monografia obejmuje nie tylko samo miasto ale również te wsie i osady, które w poprzednich wiekach sąsiadowały z Łodzią, a które współcześnie zostały przez nią wchłonięte, które dziś, nierzadko o zapomnianych nazwach, szczycą się mianem dzielnic. Zaczynając od słynnych Bałut, Chojen i Retkini, po Widzew i Radogoszcz – żeby wspomnieć te największe, przenosimy się do Mileszek, Górek, Lamusa, Jagodnicy i Złotna. Dzięki temu poznajemy rejon – przemierzając puszczę obok Łagiewnik (i zaczątki budowanego tam klasztoru) czy osadę zwaną Księżym Młynem, dla każdego Łodzianina dziewiętnastowieczny symbol fabrykanckiej potęgi. Sporą niespodzianką może okazać się fakt, iż Łódź przez niemal trzynaście lat pozostawała pod berłem Hohenzollernów – z ocalałych dokumentów aż bije słynny, pruski „ordnung”. Wysłani „w teren” urzędnicy spisywali wszystko i wszystkich, dzięki czemu badacze historii miasta otrzymali pokaźną bibliotekę danych, planów i liczb.
Łódź, co być może mniejszym zaskoczeniem, była miastem rolniczym. Działo się tu niewiele – istniała nawet pokusa, by odebrać jej prawa miejskie. Wszystko jednak powoli zaczęło się zmieniać w okresie istnienia Księstwa Warszawskiego, ale to już zupełnie inna historia, wspaniały zaczątek powolnego rozwoju miasta, o którym, mam nadzieję, przeczytać będzie można w kolejnym tomie.
Bogate w reprodukcje map, zdjęcia i tabele „Dziej historii” stają się fascynująca wycieczką w przeszłość. Przeszłość zapomnianą, zakurzoną lecz wciąż zaskakująca - łódzką i przez to wyjątkową. Dodatkowe rozdziały poświęcone zabytkom architektury dawnej, pieczęciom i herbom czy o języku łodzian do początków XIX wieku (skądinąd rewelacyjne części monografii) wykraczają poza tendencyjną historyczną opowieść.
Księgę tę polecam wszystkim miłośnikom historii, Łodzianom (co oczywiste) i tym ciekawym świata. Naprawdę warto.
Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl.