Cassandra Clare, a właściwie Judith A. Rumelt urodziła się w amerykańskiej rodzinie w Teheranie. Zanim skończyła 10 lat mieszkała we Francji, Anglii i Szwajcarii. Od szkoły średniej mieszkała w Los Angeles i Nowym Jorku. W 2004 roku rozpoczęła pracę nad Miastem kości. Jej inspiracją był krajobraz Manhattanu, który niejednokrotnie możemy podziwiać w powieści.
Clary Fray to zwykła nastolatka, spędzająca wolny czas z Simonem, najlepszym przyjacielem, z którym zna się od najmłodszych lat. Czują się świetnie w swoim towarzystwie. Pewnego wieczoru wybierają się na imprezę, gdzie Simon jak zwykle okropnie tańczy. Clary zauważa dziwnego chłopaka z niebieskimi włosami, który podąża za przepiękną dziewczyną w bieli, jak pies za kością. Para nie zauważa dwóch śledzących mężczyzn z nożami. Nasza bohaterka przerażona idzie za nimi, ma zamiar zadzwonić na policję, gdyż przeczuwa, że za chwilę stanie się coś strasznego.
I rzeczywiście ma miejsce coś niewyobrażalnego. Okazuje się, że Clary obdarzona jest Wzrokiem - ma zdolność widzenia istot, które nie do końca należą do naszego świata. Tak rozpoczyna się poszukiwanie odpowiedzi na wiele pytań - dziewczyna przez całe życie była oszukiwana. Dowiaduje się, że istnieją Nocni Łowcy, Nefilimi, potomkowie aniołów, którzy polują na dokuczające demony. Dwaj mężczyźni, a właściwie jeszcze chłopcy oraz dziewczyna w bieli są właśnie Nocnymi Łowcami. Niedługo po tym wydarzeniu Clary spotyka Jace'a - pogromcę demonów i trafia do Instytutu, nowojorskiego centrum dowodzenia i miejsca zamieszkania niektórych łowców. Poznaje pozostałą dwójkę, Isabelle i Aleca, zgodne rodzeństwo, którzy wspólnie z przybranym bratem Jace'em walczą ze złem.
Ludzi nazywają Przyziemnymi, nie mają do nich szacunku, wręcz traktują ich z pogardą i obrzydzeniem. Uważają, że rasa ludzka to coś gorszego od nich samych. Nie wspomniałam o jeszcze jednej grupie "tworów", ale już to zmieniam. Wampiry, wilkołaki, skrzaty i inne bajkowe istoty ogólnie nazywane są Podziemnymi. Przez Nocnych Łowców również nie są zbyt dobrze traktowani, zresztą z wzajemnością, gdyż trwa między nimi Porozumienie, ugoda zawarta przed laty, która powoli traci na wartości.
W tym czasie, gdy Clary przebywa poza domem, jej matka, Jocelyn, zostaje zaatakowana przez Pożeracza, obrzydliwego demona; i porwana. Nastolatka zdaje sobie sprawę, że nic nie jest takie jakby się mogło wydawać. Wspólnie z nowymi przyjaciółmi i Simonem próbuje ją odnaleźć i uratować.
Międzyczasie poznajemy problem, który dotyczy Nocnych Łowców. Mówi się, że ich wróg numer jeden, Valentine, o którym wiadomo, że przed kilkunastu laty zginął w Powstaniu, jednak żyje, a nawet ma się dobrze. Próbuje odnaleźć zaginiony Kielich Anioła, jeden z Darów, jakie Nocni Łowcy otrzymali u zarania dziejów, służący do tworzenia nowych Łowców.
Jak potoczą się losy Clary? Czy odkryje prawdę o sobie? Kim okaże się Valentine? Odpowiedzi na te pytania, a także inne pyszności poznacie w Mieście kości.
" [J]: Trzymaj się z daleko od mojej broni. Nie dotykaj żadnej bez mojego pozwolenia.
[C]: Cóż, właśnie pokrzyżowałeś moje plany sprzedania jej na eBayu."
[J}: Sprzedania na czym?
[C]: Mitycznym miejscu o wielkiej magicznej mocy."
Trudno ubrać w słowa moje uczucia towarzyszące tej powieści. Postaram się zrobić to jak najlepiej, choć zapaleni fani tej serii powinni zrozumieć mnie bez całej dalszej paplaniny.
Zacznę może od Clary, gdyż to ona jest główną bohaterką. Prawie szesnastolatka, wychowywana bez ojca, ale za to przez wspaniałą, może trochę nietypową matkę. Do chwili, w której porwano jej rodzicielkę żyła w błogiej nieświadomości o istnieniu innego świata. Gdy zapoznała się z całą hierarchią tego "innego czegoś", co ma miejsce tuż przed nosem, ujawniły się w niej wszystkie najlepsze cechy: waleczność, niestrudzenie, poświęcenie dla przyjaciół, ogromna odwaga, a także upartość. Bardzo ją polubiłam i myślę, że fajnie by było mieć w swoim otoczeniu kogoś takiego jak ona.
Nie mogę również zapomnieć o Jace'ie, w którym totalnie się zakochałam! Przepiękny, zabawny, ale z takim ironicznym poczuciem humoru, pełen sarkazmu, powodujący u mnie napady śmiechu. Chciałabym go poznać w prawdziwym świecie! Żaden demon, żadna inna istota mu niestraszna, zna się doskonale na swoim fachu. Przy tym przyjaciel od serca. Czego więcej chcieć? Nie jest bez wad, ale te wady właśnie są urzekające, sprawiają, że jeszcze bardziej go polubiłam. Przede wszystkim doskonale ukrywa swoje uczucia pod pozą "mam wszystko gdzieś" lub "urzekła mnie twoja historia". Dołączam do liczącego tysiące, a może nawet miliony fanek fanclubu Jace'a!
" [Czarownica]: Czytałam w twoich fusach od herbaty, pamiętasz, Nocny Łowco? Nie zakochałeś się jeszcze w niewłaściwej osobie?
[J}: Niestety, Damo Nieba, moją jedyną prawdziwą miłością pozostaję ja sam.
[Cz]: Przynajmniej nie martwisz się odrzuceniem, chłopcze.
[J]: Niekoniecznie. Od czasu do czasu sam się odtrącam, żeby było ciekawiej."
Pozostałe postacie są również bardzo charakterystyczne, zawsze zwracam na to uwagę, ponieważ nie mogę znieść mdłych, monotematycznych bohaterów. Magnus Bane to czarownik, z jakim nie mieliście do tej pory do czynienia! Chyba zajrzę kiedyś do jego domu:) Nieco mniej polubiłam Aleca, który wydawał mi się trochę nudny, ale wybaczam mu to, bo ta cecha jest właśnie charakterystyczna tylko dla niego.
Co jeszcze mogę dodać? Miasto kości to jedna z najlepszych książek, jakie miałam okazję przeczytać w całym moim życiu, a uwierzcie, trochę tego jest. Żałuję tylko, że odkryłam ją dopiero teraz, ale lepiej późno niż wcale. To niesamowita, rewelacyjna, genialna i "inne-pozytywne-epitety" powieść, którą polecam wszystkim, bez wyjątku. Jestem pewna, że kiedyś do niej powrócę, teraz jednak mam w planach kolejne części. Stańcie u bram Miasta kości i zatraćcie się w nim tak, jak ja.