Ten tom prozy Strout opowiada historię matki i nastoletniej córki żyjących w małym miasteczku w Nowej Anglii i pracujących w tym samym biurze, a nawet w tym samym pomieszczeniu. Mieszkają w jednym domu, ale tak naprawdę obok siebie, niby rozmawiają, ale nie ma między nimi ani cienia bliskości, chłód i dystans. Z czasem dowiadujemy się, dlaczego tak jest.
Dla mnie zdecydowanie najciekawszą postacią w książce jest matka, Isabelle, samotnie wychowująca córkę, Amy, od lat marząca o lepszym życiu, nie kupuje domu, w którym od lat mieszka, bo wciąż ma nadzieję na jakąś zmianę: „Nie mogła jednak znieść myśli o kupnie domu i nie mogła przestać myśleć o tym, że prawdziwe życie ciągle czeka na nią gdzie indziej.” Bardzo też zazdrości innym kobietom lepszego życia: rodziny, pieniędzy, podróży. Wykonuje podrzędną według niej pracę sekretarki w fabryce, z góry patrząc na swoje współpracowniczki, myśli: „Należy współczuć tym kobietom z biura ich monotonnych dni wypełnionych nudną pracą, dowcipami, które opowiadają sobie w toalecie, i odwiecznymi waśniami.” Kocha się nieszczęśliwie w żonatym mężczyźnie, który nie zdaje sobie sprawy z jej miłości. Isabelle prowadzi sztuczne, nieautentyczne życie, symptomatyczne też, że nic nie mówi Amy jej ojcu, o swoim przeszłym życiu.
Gromem z jasnego nieba jest dla Isabelle wiadomość o romansie Amy, który córką przed nią ukrywała, Isabelle ma olbrzymią złość do Amy z tego powodu, nie rozumie, że córka nie miała innego wyjścia jak się ukrywać. A Isabelle świat się wali na głowę: „Isabelle nie cierpiała Amy nawet nie dlatego, że ta zabrała jej całe życie. Nienawidziła jej, ponieważ ta dziewczyna zaznawała erotycznych przyjemności z mężczyzną, a ona nie.”
Odkrycie przez Isabelle romansu Amy jest kluczową sceną książki, potem jeszcze mamy dramat koleżanki z pracy. Pod wpływem tych wydarzeń Isabelle otwiera się, ujawnia trudną prawdę o swoim życiu, której to prawdy przez cały czas się mocno wstydziła, ale to otwarcie daje jej szansę na prawdziwe, autentyczne, szczęśliwe życie.
To też książka o trudnej pełnej wybojów miłości rodzicielskiej. I o tym jak trudno się porozumieć rodzicom i nastoletnim dzieciom, nie pierwsza i ostatnia na ten temat, ale pięknie napisana.
Rzecz jest oczywiście znakomicie napisana, ale brakuje jej intensywności emocjonalnej książek z Olive Kitteridge, nie mam pojęcia dlaczego, może dlatego, że u Olive było wielu bohaterów, a tu mamy tylko dwie protagonistki: matkę i córkę. No nie, są jeszcze inne kobiety, bo to jest książka przede wszystkim o kobietach, mężczyźni pojawiają się w niej marginalnie.
Świetna proza.