Głównym bohaterem "Cari Mory" jest Hans-Peter Schneider- człowiek z chorymi upodobaniami seksualnymi, można by też napisać- psychopata, który próbuje znaleźć skarb ukryty przez Pablo Escobara w jednej z jego dawnych posiadłości w Miami Beach. Przeszkodą staje się jednak tytułowa Cari Mora- kobieta, która jest strażniczką rezydencji barona narkotykowego. Czy Cari uda się powstrzymać tajemniczego przestępcę i jego szajkę? Będzie współpracowała z władzami, czy wybierze inną, niekoniecznie zgodą z prawem drogę, żeby pokonać Schneider'a?
Na początku kilka słów o wydaniu.
Czcionka jest naprawdę duża, a rozdziały krótkie, dzięki czemu przez książkę się pędzi, co jest zdecydowanym plusem tej powieści. Atutem są również skrzydełka, dzięki którym książka będzie się mniej niszczyła. Do tego dochodzi ładna okładka z La Virgen de la Caridad del Cobre, czyli z Dziewicą Miłosierdzia z del Cobre. Ale czy "środek" jest tak samo dobry?
Okazuje się, że... nie za bardzo.
Powieść zaczyna się od przygotowań do kradzieży skarbu. Autor rzuca czytelnika na głęboką wodą, praktycznie nie wyjaśniając, o co chodzi. Kiedy brniemy dalej, na światło dzienne wychodzi wiele innych czy to przeoczeń, czy to niedociągnięć.
Po pierwsze: hiszpańskie zwroty, zdania, słowa. Byłyby one okay, gdyby nie brak tłumaczenia. Nie przy wszystkich oczywiście, bo tłumaczenia się zdarzały, ale jednak wiele zdań zostawiono bez polskiego odpowiednika. Niektóre rozumiałem, ale nie wszystkie. Nie muszę być chyba poliglotą, żeby czytać książki po polsku.
Oprócz tego język jest specyficzny, trochę dziennikarski, suchy. Jakby autor pisał notatki, a nie powieść ze zwrotami akcji, przy których zresztą język niczym się nie różni od tego przy opisach.
W książce nie podobały mi się też to, że autor przeskakiwał z jednego bohatera na drugiego w niekoniecznie dobrych momentach. Wprowadzało to zamęt i chaos. Irytowały mnie również wstawki, które tak de facto nie miały nic wspólnego z fabułą, tylko opisywały, jak okrutne, obrzydliwe i chore może być zachowanie Hansa-Petera Schneider'a. Może i byłyby one fajne i wprowadzały makabryczny klimat, ale w innej książce. W tej nie miały sensu.
Mam też mieszane uczucia w stosunku do bohaterów. O tych głównych pojawia się malutko informacji, no może oprócz przeszłości Cari Mory, o której jest dosyć dużo, aczkolwiek te fragmenty również pojawiały się w bezsensownych momentach. Postacie są wręcz bez charakteru, po prostu niedorysowane i źle opisane. Nie można się do nich przywiązać.
Jestem też zawiedziony tym, jak autor potraktował Pablo Escobara. Myślałem, że w książce będzie więcej informacji o nim, jego życiu etc. A tu klops. Jedynie mała wzmianka, że to jego posiadłość i jego skarb. I tyle.
Plusem powieści(który swoją drogą absolutnie nie rekompensuje poprzednich minusów) jest to, że Harris nie zakończył książki na tym, kiedy skończył wątek skarbu, tylko dalej kontynuował fabułę, żeby dokończyć inny wątek- chęć porwania przez Schneider'a Cari Mory.
Czy na książce się zawiodłem? Zdecydowanie tak. Pomimo że byłem przygotowany na to, że pozycja nie będzie mi się podobała, gdyż widziałem jej opinie. Nie muszę chyba odpowiadać na pytanie, czy polecam.