Wirusy mają ‘złą prasę’ ostatnio, ale przy tej okazji jest szansa się podszkolić wybierając coś książkowego. Choćby nieduży tekst popularyzatora nauki Carla Zimmera. W kilku esejach opisał najsłynniejsze wirusy, które pojawiły się w życiu ludzi. Są ‘starzy znajomi’ – wirus przeziębienia i gryp oraz nowsze jednostki – HPV, SARS, ZIKA, HIV. „Planeta wirusów” może być dobrym punktem startu, choć dla mnie była zbyt mało dociekliwa jeśli chodzi o stronę formalną. Tekst nie zmęczy faktami i językiem wirusologii, bo go tam prawie nie ma.
Zasadniczo każdy rozdział śledzi ‘karierę’ jednego z wirusów. Ciekawie i klasycznie – wyciągając najistotniejsze rzeczy – Zimmer podaje historie odkrycia, zmagania populacyjne i aktualny stan wiedzy jeśli chodzi o medyczne możliwości pomocy zainfekowanym. Ogólne fakty – rozmiar, cykl życiowy (biorąc poprawkę na to, że status wirusów jako żywych organizmów nie jest jasny) – pojawiają się sukcesywnie. Trochę szkoda, że całość nie została ubrana w język porządkujący. Zabrakło chociażby podania w jednym miejscu podziału wirusów z różnego punktu widzenia (formy, wielkości, sposobu replikacji). W miarę potrzeby, przy konkretnych wirusach, Zimmer wspomina o lokalizacji konkretnej grupy w systematyce, ale trochę to zbyt niedopracowane.
Kilka lekcji z książki warto przyswoić. Zasadniczy banał - mycie rąk – ma duże znaczenie w blokowaniu istniejących/potencjalnych pandemii. Jest ta makroskopowa czynność o tyle ciekawa, że wirusy są akurat konstrukcjami pośrednimi między światem komórek a biochemii cząsteczek skali nanometrycznej. Nie jest czymś oczywistym, że aktywność w skali centymetrów jest taka ważna! Wirusy z punktu widzenia ludzkiego języka są podstępne, nieprzewidywalne i niemal niemożliwe do likwidacji. Ale m.in. ta książka pokazuje, że warto ten język zawiesić i skupić się na rzeczywistości przyrodniczej, by zrozumieć istotę skomplikowania. Są w naszym genomie od milionów lat (podobno 8% naszych genów to kod od wirusów), przyczyniają się do produkcji tlenu, a ich istnienie pozwala przeżyć płodom ssaków. Jednocześnie odpowiadają za większość L4 w pracy, powodują nowotwory, nieodwracalne wielonarządowe zmiany; choć i bronią nas przed nowymi zagrożeniami bakteryjno-wirusowymi. Jeśli ktoś nie przyswoił sobie jeszcze banału, że w biologii nic nie jest moralnie i jednoznacznie dobre i złe, to w tej książce jest to widoczne na każdej stronie. Wirusów jest tak dużo, że zapewne nie jesteśmy jeszcze na wstępnym etapie ich poznawania bardziej systematycznego. Może jeden, nieco szokujący cytat, który dotyka złożoności wirusowego świata i konsekwencji dla naszej codzienności:
„Nigdy nie powinniśmy lekceważyć ewolucyjnej kreatywności wirusów, które potrafią królikom przyprawiać rogi, a ludzi zmieniać w drzewa.”
Zainteresowanych rozwinięciem tej myśli, zachęcam do lektury, która dla mnie była jednak zbyt szkicowa. Ciekawostki choć pożyteczne, wzbudzają pytania, czy przypadkiem one nie zastępują czegoś ważniejszego, co czytelnik powinien poznać? Ponieważ jednak czytało się całość dobrze, czas nie był zmarnowany. No i na koniec, szkoda, że o moich ulubionych formach wirusów – fagach – jest tak mało. Swoją fizjonomią przypominają kosmiczne roboty. Ciekawe, że taki plan budowy był optymalny w skalach wielkości, gdzie grawitacja nie odgrywa już niemal żadnej roli.
Trochę poniżej DOBRE – 6.5/10