„Maszyna losu ruszyła i już nic jej nie zatrzyma. Żadna chwila słabości. Żadne zawahanie. Poleci do samego końca, aż wypełni się zemsta, o której marzył przez tyle lat — pielęgnowana przez niego niczym drogocenna roślina…”.
🍊 Czesław Grinwald skazany za brutalne zabójstwo żony po latach odsiadki wychodzi na wolność z przygotowanym w głowie planem zemsty na wszystkich, którzy przyczynili się do śmierci jego córki. Jego małej, słodkiej Naranji.
Maszyna losu została uruchomiona…
Prokurator Adam Schmidt szybko orientuje się, że on również jest jednym z punktów na liście Grinwalda. Rozpoczyna się wyścig z czasem, bo choć policja doskonale wie, z kim ma do czynienia, to morderca zostaje wciąż nieuchwytny, gdy tymczasem z jego rąk giną kolejne osoby.
Czym jest „maszyna” losu i jak ją zatrzymać?
🍊 Tak, tak i jeszcze raz tak!
Właśnie takiego kryminału było mi trzeba.
Na uznanie zasługuje przede wszystkim oryginalna fabuła, która wsysa nas do środka niczym wielki odkurzacz. Autor już od pierwszej strony, gdzie tam, od pierwszego zdania rozbudził moją ciekawość do tego stopnia, że odłożyłam wszystkie inne lektury na poczet tej jednej. Absolutnie tego nie żałuję, ba, już zamówiłam sobie pierwszą część cyklu o Adamie Szmycie i z pewnością będę śledzić profil autora w oczekiwaniu na kolejne książki.
🍊 Andrzej Mathiasz ujął mnie również kreacją bohaterów, których oprócz głównego, czyli Szmita, mamy tu jeszcze kilku pobocznych, mniej lub bardziej istotnych. Jednak co najważniejsze, każdy z nich jest na tyle wyrazisty i intrygujący, że mamy ochotę poznać go jeszcze lepiej.
Niesamowicie podobały mi się przeskoki w czasie do dzieciństwa naszego prokuratora. Poznajemy grupkę kumpli z podwórka, która miała czasem takie pomysły, że to się w głowie nie mieści. Możemy zobaczyć jak potoczyło się ich życie i na kogo wyrośli.
Co do naszego złola, czyli Grinwalda, jest to osobowość bez dwóch zdań psychopatyczna, która żyła jedynie zemstą i dla zemsty. Pragnął, by ci, którzy przyczynili się do śmierci Oli cierpieli tak samo jak on. By doświadczyli straty i pogrążyli się w rozpaczy. Znalazł na to sposób i wprowadził go w życie.
Czy zemsta przyniosła mu, jednak upragnione ukojenie? Czy sprawiła, że jego strata bolała mniej?
„To właśnie dlatego nazwał swoją maszynę” maszyną losu „. Bo to zabijał los, nie on. To los decydował. Los pociągał tu za sznurki i na końcu wyrwał skazańcowi krzesło spod nóg.”.
🍊 W tej książce mamy jeszcze jednego psychopatę, który był równie okrutny jak Grinwald… Ale nie zdradzę nic więcej, bo tego, kim jest i do jakich czynów się posunął musicie dowiedzieć się sami.
🍊 Kolejną kwestią, nad którą roztaczają się moje ochy i achy to styl i język, jakim pisze autor. Czytając tę książkę czułam, jakbym słuchała opowieści kumpla. Te wszystkie zwroty i oryginalne słówka, to coś, co całkowicie do mnie trafiło. A to z kolei sprawiło, że połknęłam tę książkę jak najsmaczniejszą pomarańczę i rozglądałam się za kolejną, bo nadal było mi mało.
🍊, No i rzecz chyba dla mnie najistotniejsza. Poza genialną fabułą autor ukazuje w swojej książce jak ciężkie jest rodzicielstwo. Z, jak wieloma problemami i trudnymi decyzjami mierzą się na co dzień nie tylko rodzice, ale także ich dzieci. Jak łatwo zniszczyć taką relację. Jak szybko można nadszarpnąć zaufanie, którego odbudowa jest czasem niemożliwa. Relacje opisane w tej książce z pewnością dają sporo do myślenia.
🍊 Jednym zdaniem zagrało tu absolutnie wszystko. Jestem zachwycona i polecam ją każdemu, a miłośnicy gatunku obowiązkowo powinni mieć „Maszynę losu” w swojej kolekcji. Sztos.
Polecam gorąco 🔥🔥🔥.