Właśnie teraz, w tej chwili, zadaję sobie pytanie, czy jestem wariatką. Skąd takie pytanie? Otóż, śpieszę z wyjaśnieniami, każda książka, która kończy się nieszczęśliwą miłością przerwaną przez śmierć, mi się podoba i pałam wręcz do niej miłością. Chwyta mnie ona swoimi szponami za serce i nie puszcza, dopóki nie wyciśnie przynajmniej jednej łezki z mojego oka i nie napiętnuje pamięcią o sobie mojego mózgu. Tak właśnie jest z Mariną.
Autor nie zwraca naszych myśli na uczucia głównych bohaterów, a przyciąga naszą uwagę tajemnicą, którą młodzi bohaterowie dopiero co poznają. Nowopoznana dziewczyna o imieniu Marina zaprowadza głównego bohatera Óscara Drai na cmentarz i pokazuje mu kobietę w czerni, która przychodzi co miesiąc o tej samej porze na bezimienny grób, na którego płycie nagrobnej widzimy jedynie wyrytego czarnego motyla. Niby wygląda to normalnie, jednakże bohaterowie próbują rozwikłać zagadkę kobiety i grobu. Taka młodzieńcza ciekawość... Okazuje się, że to historia nieszczęśliwej miłości Evy Irinowej i Michala Kolvenika. Jest ona pełna prawdziwej miłości, którą niszczy ich przeszłość, rządni pieniędzy ludzie i pasja Michala, która kończy się obsesją. Ten wątek polecam. W sumie mu poświęcona jest prawie cała książka, bo to właśnie, mogłoby się wydawać, jest głównym tematem pozycji.
Jak widzimy na okładce znajduje się imię Mariny... Óscar poznaje ją na początku książki, gdy idzie oddać przypadkiem skradziony zegarek jej ojca. Między dwójką powstaje niezwykła przyjaźń, dzięki chęci poznania tajemnic świata. Tak oto Óscar wraz z dziewczyną rozwiązują, wspomnianą wcześniej, historię. Marina... Wyznała na początku książki, że to jej ojciec jest chory i tak też cały czas myślimy. W sumie litujemy się nad biedną Mariną i jej ojcem Gerardem. Krótko po przyjściu na świat Mariny jej matka umiera i odtąd ma ona jedynie ojca. Jednakże to właśnie Marina umiera na końcu książki, a wraz z nią szczęście Óscara i najważniejsze co było w jego życiu. Serce się kraje i mam ochotę płakać, mimo że skończyłam czytać książkę dobre pięć godzin temu.
W książce dostrzegłam więc trzy wątki nieszczęśliwej miłości. Pierwszym jest miłość malarza Gerarda do śpiewaczki operowej, którą przerywa jej śmierć. Drugą Michala do Irinowej, o wiele bardziej skomplikowana, bo w sumie ona umiera podwójnie, a on potrójnie i śmierć Mariny, która przerwała więź między nią a Óscarem.
Co jeszcze ciekawego ukazuje nam ta książka, prócz klasycznej miłości Romea i Julii? Pan Zafón, w sposób nie dosłowny, mówi nam o przemijalności człowieka i o tym, że człowiek nigdy nie będzie miał władzy nad śmiercią. Sam doktor Shelley, przyjaciel Michala, nieraz powtarza, że nigdy nie zamierza wykorzystać metody Kolvenika, że to niezgodne z naturą i że nic z tego dobrego nie wyjdzie. Miał rację.
Co tu się rozpisywać. Książkę jak najbardziej polecam. Nie wiem jaką magią para się pan Zafón, ale to już druga książka jego zacnej osoby, którą pokochałam, więc polecam polecam i dodaję książkę do ulubionych. W dodatku książka otrzymuje ode mnie 9/10 punktów na lubimy czytać.
Grzbiet książki: 2,2 cm.