W recenzji, o książce, z którą mam ogromny problem. W Polsce powieści Rebeki F. Kuang cieszą się dużą, jeśli nie ogromną popularnością. Wojnę makową mam na półce, nawet zaczęłam czytać, ale zmęczyłam się po niespełna 25 stronach. Autorka nie wprowadza czytelnika zbyt łatwo w tę opowieść. Przynajmniej takie są moje odczucia. Tytuł odłożyłam na półkę, czeka aż się zlituję. Mam ostatnio ochotę na powieści z gatunku fantastyki i chciałam dać szansę temu popularnemu. Po próbie czytania, zapomniałam o Kuang. Później wykupiłam pakiet na Audiotece i szukałam jakiś zajmujących tytułów do słuchania. I coś mnie podkusiło, ściągnęłam Yellowface. W wersji audio ma ponad 11 godzin. Pamiętałam charakterystyczną, żółtą okładkę, zostaje w pamięci, ale nie poskładałam, że to ta autorka. I zaczęłam słuchać...
Pisarz posiada moc kształtowania swej własnej rzeczywistości, kiedy ta prawdziwa okazuje się zbyt bolesna, by w niej pozostać.
W powieści autorka opisała amerykański świat wydawniczy, intrygi, zazdrość, trudności debiutantów i marzenia głównej bohaterki, która pragnie wspiąć się na szczyt, ten jednak okazuje się być inny niż zakładała. Akcja nabiera tempa, gdy ginie jedna osoba. Tak w skrócie opisałabym o czym jest Yellowface.
Internetowy tłum, tak uwielbiający dyskutować dla samej dyskusji...
Początek bardzo mnie zafrapował, wydawał mi się czymś świeżym i nowym na rynku wydawniczym. Przynajmniej na tyle ile znam i obserwuję, to co się dzieje, jakie powieści są wydawanie i co zyskuje popularność. To pomysł autorki na historię, ukazanie środowiska pisarzy, wydał mi się czymś ekstra. Opis relacji między konkurującymi pisarkami, czy wydawcą. Na samym początku oceniałam na plus. Wydawał mi się to wierny, konkretny i prawdziwy opis. Szybko się przekonałam, że to, nie to. Później, jak dla mnie było tylko gorzej, zaczęłam zauważać przerysowania, a paranoja bohaterki zaczęła mnie irytować, opisów dziwnych sytuacji było coraz więcej, ale wyjaśnień zbyt mało jak dla mnie. Przez co słuchałam audio bardzo długo, ponad miesiąc.
Prawda jest rzeczą płynną. Każdą opowieść zawsze można przedstawić w innym świetle.
Im dalej w las, jak to się czasem mówi, tym było gorzej, co więcej w ogóle nie rozumiem popularności tej powieści. Nie ujmując nikomu i niczemu, zachwyty również mnie dziwią. To dość miałka historia, powiedziałabym o paranoi bohaterki. Która była jakąś formą jej kary, za kradzież. Gdzieś przeczytałam porównanie do klasyki literackiej jaką jest Zbrodnia i kara, gdzie Raskolnikow Dostojewskiego, naprawdę zostaje ukarany za swoje czyny. W tej pozycji, moim zdaniem, jest tylko maskowanie winny, a kara nie jest adekwatna, do poczynań bohaterki. Pisarka nie przekonała mnie ani fabularną stroną, ani też stworzonymi bohaterami, przy dość emocjonalnych chwilach, oni wydawali się miałcy, albo upierdliwi, irytujący. Zakończenie mnie rozczarowało, kobieta znów ma ochotę albo wyżyć się na kimś, albo żeby ktoś jej zapłacił za krzywdę, choć to ona swoimi decyzjami rozpędziła tę machinę. Bez sensu? Tak, poza tym mam wrażenie, że zakończenie średnio pasuje do całości. Jakieś rozwarstwienie, jak dla mnie tam jest.
Nie polecam!
Książkę oceniłam 4/10 i tak dość wysoko. ⭐️⭐️ za pomysł, ⭐️⭐️ za lektorkę, którą jest Magdalena Kumorek.