Zacznijmy od tego, że nie było to moje pierwsze spotkanie z twórczością pani Adams. Po jej debiutancką książkę sięgnęłam na długo po skończeniu ,,Ochroniarza'', który skradł moje serce i sprawił, że zapragnęłam kontynuować przygodę z twórczością autorki. Ostatecznie cieszę się, że w moim przypadku miejsce miała taka kolejność. Gdybym najpierw zapoznała się z ,,Architekturą...'' prawdopodobnie żadnej innej książki nigdy bym nie otworzyła.
Jak sam tytuł wskazuje - fabuła będzie bazowała na historii osób związanych z architekturą. W Polsce pojawia się światowej sławy architekt David Arnaud, któremu przyjdzie współpracować z zadziorną i odważną Oliwią, dla której nowy projekt jest kolejną okazją do wykazania się i to nie tylko na krajowym rynku. Początkowa niechęć przeradza się w grę o kontrolę nie tyle nad projektem, co nad uczuciami oraz zmysłami. Niestety - z biegiem czasu na światło dzienne wychodzą kolejne tajemnice, które stawiają na szali życia bohaterów.
Sama nie wiem, od czego powinnam zacząć. Chyba od tego, że czytanie tej książki strasznie mi się dłużyło. W normalnych warunkach romans tego typu połykam w całości w maksymalnie dwa dni. Tutaj zabrałam się za książkę wraz z momentem odebrania jej od kuriera, natomiast skończyłam... kilka tygodni później. W międzyczasie zaś zdążyłam przeczytać kilka innych pozycji. Mam spory problem z ułożeniem tej powieści na osi dobre-złe. Sam pomysł nie był najgorszy, właściwie całkiem ciekawy, jednak wykonanie, ukształtowanie bohaterów, ich zachowania i cała otoczka sprawiały, że historia ciągnęła się w czasie, o czym najlepiej świadczy chociażby grubość książki.
Główna bohaterka w toku akcji nijak przypominała osobę z opisu książki. Jej zadziorność była niekoniecznie zachwycająca, ale za to w stu procentach irytująca. Napięcie między nią a Davidem było tak bardzo budowane na siłę, że regularnie odkładałam powieść na bok w celu odpoczynku. Widziałam ją raczej jako kobietę strachliwą, płaczliwą i niesamowicie przemądrzałą. Ponadto historia jej życia w jakimś stopniu przypominała mi sylwetkę bohaterki ,,Ochroniarza'', więc cierpiałam na małe deja vu. Sam David również mnie nie zachwycił. Nie miał w sobie ani jednej cechy, która by mnie zachwyciła i która przekonała mnie - jako czytelniczkę - do tego, że faktycznie mamy do czynienia z władczym, pewnym siebie facetem, za którym oglądają się wszystkie mijane na ulicy panny. Skoro więc bohaterowie byli niekoniecznie udani, to i wątek romansu mocno kulał. Nie chodzi nawet o historię czy opisy scen erotycznych, ale o napięcie, które przypominało to w zepsutym gniazdku. Nie pomogły nawet liczne komplikacje, stopniowe budowanie uczucia oraz poznawane przez czytelnika fakty z przeszłości tej dwójki.
Najsilniejszą stroną tej powieści są elementy takie jak okładka (dużo ładniejsza niż w przypadku ,,Ochroniarza'') oraz wątek kryminalny. Szczerze mówiąc nie obraziłabym się, gdyby to właśnie on wiódł główny prym i gdyby książka nosiła miano właśnie kryminału czy thrillera, nie zaś romansu. Ten wypadł tutaj strasznie blado. Dodam również, że Meg Adams to jedna z nielicznych autorek, na które nie wywracam oczami, kiedy okazuje się, że kolejna powieść rozgrywa się w naszych polskich warunkach. Osobiście uwielbiam klimaty Nowego Jorku czy całego USA, ale jednocześnie zdaję sobie sprawę, jak trudno jest zainteresować czytelnika tym, co dzieje się na naszym rodzimym podwórku. Z tego powodu wielki ukłon w kierunku pani Adams. Zachęcić może również styl pisania - prosty, zrozumiały, ale na pewno nie jest banalny.
Nie uważam, że pani Adams pisze książki złe, okropne, fe. Przeciwnie - ja bardzo jej styl i twórczość lubię, dlatego z niecierpliwością czekam na najnowszą powieść (zamówienie już zostało złożone!). Niestety nie uważam, aby jej debiut był bardzo udany. W zasadzie cieszę się, że zaczęłam od ,,Ochroniarza'', bo dzięki temu poznałam dwie jej książki i mogłam porównać, jak bardzo się rozwinęła, jak pewne elementy się zmieniły i poprawiły. Osobiście ,,Architektury uczuć'' polecić nie mogę, ale wciąż zachęcam do zapoznania się z twórczością autorki.