Wojciech Wójcik, to autor, który fanom kryminałów i thrillerów powinien być już dobrze znany. Debiutował w 2016 roku powieścią "Nikomu nie ufaj". Czytałem tę książkę krótko po tym jak została wydana i to była naprawdę świetnie napisana rzecz i mocny start na literackiej drodze. Od tamtego czasu minęło siedem lat, mamy jesień 2023 roku, a na księgarniane półki wskakuje właśnie trzynasty tytuł Wójcika. W naszej kulturze trzynastka nie najlepiej się kojarzy, ale już we Włoszech jest to liczba szczęśliwa. A jak to się ma do "Biletu dla zabójcy"? Hmmm... Powiem szczerze, że czytając tę książkę cały czas towarzyszyły mi mieszane uczucia, ale może zacznijmy od zarysu fabuły...
A zatem... Rzecz dzieje się pod koniec 2021 roku. Przy wyjściu z podziemi warszawskiego Dworca Centralnego znaleziony zostaje trup z rozbitą czaszką. Szybko okazuje się, że to nie pierwsza tego typu ofiara, a morderca ma nawet swój medialny pseudonim: "Trepanator". Co więcej: sprawy te bardzo ściśle wiążą się z serią zabójstw z 1993 roku, a w tamtym przypadku zabójca został pojmany i nadal siedzi. Czy zatem mamy do czynienia z naśladowcą? Wszystko na to wskazuje. Teraz podobnie jak w latach '90 "łowca" poluje na mężczyzn, a jego terenem łowieckim jest infrastruktura kolejowa. Policjanci rozpoczynają śledztwo. Tymczasem na pewne tropy wpada przedszkolanka z Działdowa, której zaczyna pomagać poturbowany przez życie początkujący kolejarz...
"Bilet dla zabójcy" to kryminał, który już od pierwszych stron wciąga nas w wir akcji. Jest zabójstwo, dość brutalne, są też tajemnice sięgające przeszłości. Chciałem napisać "dalekiej", ale czy niemal trzy dekady, to już "daleka przeszłość"? Nieważne. Ważne, że u Wójcika czuć tę dynamiczność. Owszem, są momenty, kiedy akcja trochę zwalnia, ale tylko po to by znów się rozpędzić... Przy ponad 600 stronach ciężko zachować równy rytm i nawet nie czepiam się tego specjalnie. Uważam za to, że Autor miał świetny pomysł wprowadzając fabularną dwutorowość. Z jednej strony mamy typowe, siermiężne i senne policyjne śledztwo, z drugiej zaś przedszkolanka i kolejarz z przetrąconą przeszłością próbują na własną rękę rozkminić kto może być mordercą. Tutaj mamy silne pobudki osobiste, bowiem jedną z ofiar "Trepanatora" jest ojciec przedszkolanki. Uważam też, że ta para "zwykłym śmiertelników" jest dużo lepiej napisana; ich przeszłość, ich relacje są po prostu ciekawsze od policyjnego duetu, który jest dość sztampowy. Owszem, jedna z policjantek jest Ukrainką, co w sumie zapowiadało się ciekawie, ale postać ta bardzo szybko okazuje się być mało złożona i - w mojej ocenie - zupełnie nieciekawa. I nie za bardzo ją polubiłem. Podobnie zresztą jak drugą policjantkę. Odniosłem wrażenie - ok, może mylne - że policjantka z Centralnego - Ukrainka Olga - to taka typowa służbistka, która na ślepo wykonuje każdy rozkaz. Jest to ten najgorszy typ policjanta, który pamiętamy z lat 2020-2021.
No właśnie, akcja dzieje się w końcówce 2021 roku, kiedy to wszelkie - jak pokazał czas, sądy i raporty NIK-u - nielegalne obostrzenia związane z zarazą ciągle były w mocy. I mimo, że dziś jesteśmy mądrzejsi o kolejne prawomocne wyroki, naukowe badania, ale i własne doświadczenia, mam wrażenie, że Wojciech Wójcik pozostał daleko w tyle i cały czas mieli tę samą rządową propagandę, której doświadczaliśmy jeszcze niespełna dwa lata temu. I właśnie to mnie tu razi najbardziej, bo sama kryminalna intryga, sposób poprowadzenia akcji, jest tu całkiem niezły, ale to ukazanie policjantów, jako walczących z zarazą.... no, to mocno zaburzało mi odbiór wątków kryminalnych. "Bilet dla zabójcy" na pewno by zyskał, gdyby został osadzony w innym czasie lub opatrzony komentarzem krytykującym ówczesne bezprawie. Tymczasem Autor niejako legitymizuje bezprawne działania funkcjonariuszy pod przewodnictwem dzielnego gen. Granatnika.
Niemniej uważam, że "Bilet dla zabójcy" to dobra opowieść, przynajmniej ta jego część stricte kryminalna. Motywy obyczajowe z szeroko rozumianym Działdowem i jego mieszkańcami w tle, też są ciekawe, intrygujące i potrafiły przykuć uwagę. Generalnie uważam, że Wojciech Wójcik dużo lepiej sprawdza się w tych kryminałach, które nie są kryminałami ściśle policyjnymi. Pamiętam jego świetne "Jezioro pełne łez" czy choćby ostatnio "Odmęty śmierci", chociaż akurat tam te wątki policyjne już były wyraźniejsze. Ale tak, te historie, w których w intrygę kryminalną zostaje uwikłany zwykły człowiek, są dużo bardziej pociągające, co pewnie z jednej strony wiąże się z tym, że nie są tak powszechne, z drugiej zaś wyczuwam, że po prostu Wojciech Wójcik odnajduje się w takich opowieściach znacznie lepiej. Dużym plusem "Biletu dla zabójcy" jest również kolejowa otoczka, nadająca całej opowieści specyficznego klimatu. Ten klimat daje też małomiasteczkowość Działdowa, gdzie dzieje się część akcji.
Jaka jest więc moja konkluzja? I tu mnie macie, bo w przypadku "Biletu dla zabójcy" mam z tym problem. Serio. Z jednej strony nie uważam, że jest to książka zła czy choćby przeciętna. Miałem ostatnio do czynienia z kryminalnym mocnym przeciętniakiem i była to "Ostatnia droga" Ćwirleja. A zatem "Bilet dla zabójcy" nie jest gniotem, jest dobrym gatunkowcem, w którym - jeśli chodzi o kryminał - wszystko jest na swoim miejscu, zgrzyta mi tu jedynie tło, do którego wszak można mieć różne podejście. A zatem jeżeli dotarliście do tego miejsca, to zakładam, że przeczytaliście wszystko co jest powyżej i już wiecie czego mniej więcej się spodziewać i czy to akceptujecie czy też nie.
© by MROCZNE STRONY | 2023